sobota, 26 stycznia 2019

Gdy spotykam samotnego wędrowca


80.Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*

W Tatrach wedruję, patrzę, słucham. Czasem przyłączy się napotkana kobieta lub mężczyzna.
Nieraz, gdy natura, jakaś górska zdobycz stworzą nastroj, albo zbliży nas górski trud lub niebezpieczeństwo, to ci mężczyźni i kobiety otwierają się i zwierzają. Mówią wtedy, czego tutaj szukają i czego w ogóle w życiu szukają.  
Przeważnie mówią o swoim nieszczęściu, o poszukiwaniu wolności, chwili ciszy, lub, że kochają góry.  Lecz ja wiem, że poszukują kogoś do pokochania. Tesknią, by kogoś pokochać, lub by być pokochanym. Chcą zasłużyć na miłość, więc w swoich oczach chcą się powiększyć zdobywając, testując odwagę, testując siebie.

 Chcą pokochać kogoś, kto też kocha góry, no i tu szukają.
Mówią jedno, myślą drugie, a prawda jest jeszcze inna.

Dawno temu zrozumiałam, że poszukiwanie kogoś do pokochania jest jak poszukiwanie tęczy.
Tęcza jest tylko chwilę i nie da się jej znaleźć. Przychodzi sama. Wygląda na rzecz, lecz dzieje się.  Dlatego to poszukiwanie jest wiecznie trwającą wędrówką, bez nadziei spełnienia. To wędrówka nie w tym kierunku. Trzeba zawrócić.  Zarówno miłość i tęcza są w nas. Wszystko tu jest.

Kto to zrozumie, wtedy jego wędrówka jest już tylko radością wędrowania, a nie drogą przez mękę.

Kto przyjeżdża w góry, by czegokolwiek szukać, nie tylko nie znajdzie, lecz będzie cierpiał. Bo ich wędrówka jest pełna agresji wobec gór, ludzi i siebie. Ich myśli są pełne agresji.

W Tatrach niczego nie szukam. W ogóle niczego nie szukam. I dlatego mam w wędrówce tyle radości.

I to mówię, tym mężczyznom i kobietom.

Góry zawsze pociągały człowieka. Często człowiek zadawał sobie pytanie, dlaczego tak jest?  Każda odpowiedź była zła. To nie góry nas pociągają, to my sami siebie pociągamy. Pociąga nas nasza własna tajemnica, a góry jedynie ułatwiają to spotkanie.  Ci, którzy poznali już świat zewnętrzny i ci, których on zawiódł, okazał się ślepą uliczką, wędrują tu, bo przyprowadziła ich tu spontaniczność, intuicja, wewnętrzny przewodnik.

Tatry i inne góry, to takie ogrody duszy.  Dla ludzi takich jak ja są ogrodami duszy. Dla innych nadmorska plaża, a u jeszcze innych fotel we własnym domu. Każdy szuka gdzie indziej. Każdy szuka klimatu dla tego spotkania z sobą samym.  
Rzadko, kto wie, czego szuka. Po prostu coś go wiedzie w jakimś kierunku, a ci wrażliwi, ci, którzy słyszą ten wewnętrzny głos, idą.  

Gdy zapytam, nie odpowiedzą,  bo to droga serca, droga duszy, a nie zwykła ścieżka po której podąża głowa i ciało.  Glowa tego nie wie. Nie ma sensu jej o to pytać. Zaprzeczy, nie przyzna się. Nawet bedzie się z tego śmiać.

Tak to wygląda, na turystykę, ale nie jest to turystyka, jest to marsz ku spełnieniu.

Tatry są pełne takich poszukiwaczy. Ja ich rozpoznaję, oni siebie niekoniecznie. Nie pytam ich o to, opowiadam im jedynie o swoim odkryciu. Często ronią łzy, to ich znak rozpoznawczy. Wtedy ja się śmieję. Wtedy się cieszę.  Cieszę się, bo to wielka rzecz. Największa.

Moja wędrówka nie jest wędrówką w poszukiwaniu. Jest obecnością. Jest byciem. Ich też. Różnimy się niewiele. Ja to czuję, a oni muszą jeszcze to odkryć. Tylko tym.

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią, by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane