- Nie wierzę w miłość. – usłyszała od córki.
Te słowa
zabrzmiały echem w jej głowie, w jej sercu, w niej całej. Od dawna były w niej
nieobecne. Kiedyś były treścią jej życia, prawie każdej chwili, tysiące razy
wymawiała je na różne sposoby. Sprawiały ból, zabierały radość życia, jego
sens, odbierały nadzieję, przeszywały smutkiem, chłodem, oczy pozbawiały
blasku.
Dlatego, gdy tylko poczuła, że coś w jej córce zgasło,
zobaczyła łzy i smutek w jej oczach, zapytała: - Nie wierzysz w miłość?
Mimo, że mogła zapytać o szczegóły, o to, dlaczego nie
wierzy, nie zapytała. Zaproponowała: - Córciu moja kochana, nie będę cię o nic
pytać, chciałabym ci tylko, jeśli pozwolisz, coś opowiedzieć. Pozwolisz? - córka
przytaknęła skinieniem głowy.
Matka rozpoczęła.
Pociąg
mknął wśród wybarwionych jesienią lasów i pól. Samotnie podróżujący stary
mężczyzna z ciekawością obserwował przesuwające się za szybą obrazy. Pogoda na
jego twarzy, w oczach, a pewnie i w duszy odzwierciedlała świat za oknem. Być
może stary człowiek nie oderwałby ani na chwilę oczu od tej harmonii i spokoju,
gdyby nie to, iż do przedziału weszła
kobieta. Wyszeptała ciche „Dzień dobry” i bezszelestnie usiadła na kanapie, a
twarz szybko ukryła w dłoniach.
Mężczyzna
odpowiedział i przy okazji spojrzał na nią. Przez kilka następnych chwil
patrzył albo na to, co za oknem, albo na ukrywającą płacz kobietę.
- Straciłaś
wiarę w miłość? – w końcu rzucił pytanie w jej stronę. Drgnęła zaskoczona, lecz
nic nie odpowiedziała. Przez dłuższy czas w jej postawie nic się nie zmieniało.
Można było przypuszczać, że nie chciała rozmawiać. W pewnym momencie sięgnęła
po chusteczkę, przetarła oczy i gdy ponownie ukryła się za dłońmi odpowiedziała
pytaniem: - skąd pan wie, że straciłam wiarę? Skąd pan może to wiedzieć?
- Nie jesteś w stanie tego ukryć przede mną, nie
ukryjesz płacząc, czy chowając za dłońmi, nie ukryjesz uciekając na drugi
koniec świata. - odpowiedział.
- Skąd pan
wie, że płaczę z powodu braku wiary w miłość, w moją miłość? – ponowiła
zaciekawiona.
- Wiem, bo
… bo znam kogoś, kto też ją utracił.- odpowiedział.
- I co,
odzyskał ją?
- Tak, ale
to bardzo długa historia. – odpowiedział tajemniczo.
- Może mi
ją pan opowiedzieć? Mam dużo czasu, bardzo dużo. – poprosiła.
Mężczyzna
nie zareagował. Jego twarz tylko na chwilę spochmurniała, tak jakby, gdzieś w
zakamarkach pamięci zobaczył burzę. Zaraz jednak powróciła na niej pogoda i
spokój. Nadal nic nie mówił, tylko spoglądał za okno. Śledził mijane drzewa,
leśne polanki, lekko zamglone łączki, bezkresne przestrzenie pól. Sprawiał
wrażenie jakby zapomniał o prośbie kobiety.
Czas wydawał
się dla niej dłużyć, jednak ten mężczyzna mocno ją zaciekawił swoją
tajemniczością, spokojem i milczeniem, więc czekała. W końcu jej cierpliwość
się wyczerpała, postanowiła powtórzyć prośbę, lecz w tej samej chwili mężczyzna
powiedział:
- Tak,
czas. Wszyscy go mamy dużo. Całą wieczność, lecz tego nie zauważamy. Mamy na
wieczność też parę innych rzeczy, ich też nie dostrzegamy, bo szukamy ich nie
tam gdzie trzeba, nie tam, gdzie są ukryte. Ach, one w ogóle nie są ukryte, lecz
my jesteśmy, z jakiegoś powodu, ślepi. Tak, jesteśmy ślepi, głusi i … głupi. –
tu się zaśmiał i znowu zamilkł. Tym razem już na krócej. Po czym odwrócił twarz
od okna i spojrzał na kobietę. Ona poczuła jego spojrzenie pełne ciepła,
spokoju i empatii. Poczuła natychmiast jego harmonię, jego mądrość i … ciszę.
Od tej chwili, nawet gdy trwał w ciszy, a przeplatał swoje opowiadanie długimi
przerwami, wiele rozumiała.
Zaczął
opowiadać.
- Tak, to
długa historia, bo w życiu człowieka u którego się zdarzyła, trwała
kilkadziesiąt lat. Otóż pewien człowiek się zakochał. Tak mu się przynajmniej
zdawało, bo nie wiedział czym jest miłość. Zadurzył się w pewnej kobiecie,
zapragnął by z nim była. Jego umysł spowiła mgła, nie widział nic poza swoim
pragnieniem. Mówił tysiące razy, że ją kocha. Oddawał jej wszystko co ma, gotów
był oddać nawet życie. Lecz ona go nie pokochała, powiedziała mu to kiedyś.
Mówiła, że kocha i tęskni do innego, że jest z tamtym szczęśliwa. I co on miał
biedny zrobić?
Gdy zniknęła,
w jego wyobraźni dni, tygodnie, miesiące bez niej, powoli zaczęły zacierać rysy
jej twarzy, głębię jej spojrzenia. Tylko jej słowa na zawsze zostały w jego
pamięci. I to one najbardziej bolały. Nie, nie te ostatnie, lecz te pierwsze,
te w których mówiła o miłości, o przyjaźni, o pięknej przyszłości, o gwiazdach,
księżycu i słońcu, o wiośnie, lecie, jesieni i zimie. On widział w tych jej
słowach, wspólną przyszłość, cztery poru roku razem z nią … ona zaś mówiła o
swoich marzeniach, tylko o swoich.
Tracił
wiarę w miłość. Minął rok. Minął drugi, trzeci. Tęsknił i cierpiał. Jednak gdy
minął kolejny i kolejny, i jeszcze jeden, i jeszcze jeden, powoli przestał
pragnąć i powoli coś się zaczęło w nim zmieniać. Ot tak, zaczęły mu się
ujawniać jedna po drugiej jakieś tajemnice ... to gdy spojrzał na drzewa, na
ptaki, to na kwiaty, to na innych ludzi, to na siebie.
I powoli zaczęła wracać
wiara. A gdy ona wróciła, powróciła miłość …. nie to pragnienie, które trwało w
nim kiedyś, nie do jakiejś konkretnej kobiety, ale miłość. Czuł, że coś w jego
sercu wezbrało, że jest gotów kochać, że jest gotów obdarowywać. No i otworzył
się.
I wtedy
zdarzyło się coś nieoczekiwanego, ale i tragicznego.
Minęło
chyba z dwadzieścia lat od kiedy jego ukochana odeszła. Pewnego jesiennego wieczoru
jechał samochodem - gdzieś wśród łąk i pól. Światła odbijały się od mlecznej
bieli, więc jechał powoli. Wtem nagle, nie wiadomo skąd, ktoś wyskoczył z boku
drogi wprost pod jego samochód. Nie zdążył zahamować i uderzył. Zatrzymał się
wystraszony. Wybiegł z samochodu. Uszkodzone światła nie pozwoliły mu nawet
dojrzeć kogo potrącił. Wezwał pomoc.
Pieszy
przeżył, trafił jednak do szpitala. Czuł się winny i coś podpowiadało mu, by
pójść do szpitala i porozmawiać, przeprosić …
Poszedł.
Gdy dotarł, stanął jak wryty … w poobijanej, smutnej, cierpiącej twarzy rozpoznał
twarz … swojej dawnej ukochanej. Ona rozpłakała się. Porozmawiał z nią jednak w
końcu.
To
zdarzenie pokazało potęgę życia i moc wiary.
Wszystko co
nastąpiło później to kolejne odkrycia, wielkie odkrycia.
Jego nieszczęście, jego cierpienie z powodu utraconej miłości nauczyło
wiele, zaprowadziło do odkryć, które pozwoliły zagubić cierpienie, a znaleźć
szczęście. Natomiast jej szczęście nie pozwoliło jej odkryć niczego. Okazało
się wielką grą pozorów, tak samo jak jej miłość. To pozorne szczęście
poprowadziło ją ku nieszczęściu, ku cierpieniu, na dno – do próby unicestwienia
siebie, do rezygnacji z życia.
Takie jest
życie. Ono jest takie jakie jest. I trzeba się z nim zgodzić, bo nie ma innego
sposobu. Akceptacja życia, pogodzenie się z tym, co ono przynosi, pełne oddanie
się mu, otwarcie się na jego przepływ, to przejaw mądrości.
Takie jest
życie. Pełno w nim sprzeczności, paradoksów, fałszywych dróg i podpowiedzi ze
świata. Pełno chęci wyręczenia go i prób zastąpienia go swoimi decyzjami,
wiedzą. Pełno w nim dróg prowadzących na manowce, ku cierpieniu, ku snom i
mirażom. Pełno walki i strachu. Pełno niewoli.
Czasem, gdy
dostajemy dużo, niczego to nas nie uczy. Spotykamy miłość, zachwycamy się nią,
cieszymy, konsumujemy. W końcu zatrzymujemy się, tracimy nie tylko miłość, ale
nadzieję i wiarę. A gdy staniemy na krawędzi, tuż przed zatraceniem, okazuje się,
że to nie była miłość, a rozczarowanie, nieszczęście, zguba.
Bywa też
odwrotnie, gdy czasem, życie zabiera i to co mamy, a w zamian daje ciągle te
same problemy, lecz w efekcie, po latach doprowadza do zrozumienia. Wtedy
okazuje się, że te cierpienia, problemy, utracone miłości miały dać mądrość.
Musiały jednak być przeżyte do końca, musiały dotrzeć do głębi i obudzić
świadomość, odkryć prawdziwe światło, to światło które tkwi w nas samych. Pozwoliły
odnaleźć miłość, której wcale nie trzeba było szukać, bo ona jest w nas i cały
czas tam była.
On odkrył to
na drodze. Odkrył, iż … i tu nawet święte księgi okazały się mówić coś, co nie
było prawdą … jeśli szukasz to nie znajdziesz. Znalazł, kiedy przestał szukać i
pogodził się z życiem, zaufał mu. Odkrył, że życie lepiej wie, co dla nas jest dobre.
To jest mądrość
życia i jedyne co możesz zrobić, to zaufać tej mądrości, uwierzyć.
Czasem
zakochasz się i wierzysz, że to to. Podczas, gdy egzystencja ma zupełnie inny
plan. Mimo, że walczymy, rozpaczliwie walczymy, a nawet zdążamy do samounicestwienia,
to i tak nie dostaniemy tego czego pragniemy. Bo życie chce nam powiedzieć, że
to nie dla nas, bo to dla nas za małe, za płytkie, nic nie znaczące, nie warte
naszej wielkości, nie tak doskonałe jak my. Na początku tego nie widzisz, ale życie
widzi. Gdy się rozwiniesz, gdy się obudzisz, gdy opadnie mgła sprzed twoich
oczu, gdy dojrzejesz, to zrozumiesz i samo to zrozumienie uczyni cię szczęśliwym,
radosnym, kochającym, i wolnym. Przede
wszystkim wolnym. I nic więcej już nie musisz dostać, niczego więcej nie musisz
posiąść. Wystarczy to zrozumienie. Takie jest życie, bo jego celem jest
spowodować, byś zrozumiał.
Takie ono
jest, po to płynie w nas. Pozwólmy mu płynąć, otwórzmy się. Przestańmy się bać.
Pokochajmy takie życie, właśnie takie.
Czasem pokochasz różę, jej kolor, kształt, zapach, ale to tylko miłość do
jej zewnętrznego piękna, chęć zawłaszczenia tego piękna dla siebie, a to nie
jest miłość, bo nie zauważasz tego co jest istotą miłości, serca, tego co jest
w środku, prawdy o kimś. Zachwycasz się różą i jej chwilowym pięknem, a nie
zauważasz serca i jego głębi współodczuwania w kwiecie ostu lub zwykłej
pokrzywy.
Wiara w
życie. Wiara? Jest lepsze słowo – bardziej odpowiednie, lepiej oddające sens
tego doświadczenia: UFNOŚĆ.
Uwierz więc
w miłość. Zaufaj życiu. Przeciwstawianie się życiu rodzi ból, cierpienie, poddanie
się rodzi szczęście i radość, rodzi miłość.
Oto
historia, którą usłyszałam od starca. To była jego własna historia. Przy okazji
opowiedziałam ci sporo z mojej historii, bo one się splotły bardzo dziwnie. Od
chwili, gdy starzec mi to opowiedział wszystko się zmieniło.
Co mogę ci jeszcze
powiedzieć? Chyba tylko to, że ty jesteś owocem odzyskania mojej wiary w
miłość. Ty nie możesz nie uwierzyć w miłość, bo nie uwierzysz wtedy w
siebie.
Uwierz w
siebie, bo ty jesteś miłością, jesteś jej owocem, ale jesteś też jej nasieniem.
Uwierz. Podziękuj za swoje cierpienie, bo to twoje cierpienie
pozwoli ci zrozumieć, podziękuj za ból, bo dzięki niemu wznosisz się wyżej i w
końcu odkryjesz prawdziwą miłość. Podziękuj życiu za cierpienie i ból, które
ono przynosi – zrozum dobrze: podziękuj za ból i cierpienie, które przynosi
życie, a nie za to, które kreujesz sama. Podziękuj, bo tą drogą przychodzi
do ciebie mądrość i szczęście.
To tyle.
Ja dziękuję od chwili, gdy spotkałam tego starca na swojej
drodze, bo od tej pory wiem jakie jest życie. On mnie obudził. On dał mi wiarę
w miłość. - skończyła wzruszona patrząc na córkę.
Córka zaś płakała krokodylimi łzami, a na koniec chciała zapytać:
- Czy starzec i jego ukochana zostali razem? – nie zapytała jednak, bo to nie
było już dla niej istotne.
Piotr Kiewra