wtorek, 8 maja 2018

Dzieci gór

35. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca

Moją siostrę bardzo denerwują wnuki, mówi, że „one są nie z tych czasów”, że psują jej wakacje. Więc podesłała je mi, z nadzieją, że też jako była nauczycielka, wychowam je, dostosuję do jej oczekiwań, bo przecież jesteśmy obie „starej daty”. No i nie było innego wyjścia … zabrałam je w Tatry. Hihihi.

Nawet im się pomysł spodobał, lecz na miejscu, zaczęły się „dziwne pytania”: czy „tam” jest Mc Donald, czy tam wszędzie trzeba chodzić, czy nie da się jakoś wjechać i czy ja, jako „stara ciotka” dam radę wejść na Rysy, bo oczywiście ich plan zakładał wszystko co „naj” …

Już pierwszego dnia chcieli mnie tam zaciągnąć, więc mówię im, że: - Owszem zabiorę was na Rysy, lecz najpierw muszę was sprawdzić, czy się nadajecie.

No i zaczynają się schody, bo jakżeby oni mieliby w góry ubrać się w plecaki, przecież to: -  „siara”, wszyscy będą się śmiać, że idziemy w góry jak do szkoły, a przecież góry to nie szkoła.”
A ja na to: - Będzie „siara” jak pójdziecie bez plecaków. Zobaczcie, co ci wszyscy ludzie mają na plecach! – no i plecaki znalazły się na swoim miejscu, hihihi.

Dolina Kościeliska – testowanie dzieci gór

No i sprawdzam. Idziemy do Kościeliskiej. Mówię o tym, że Rysy, to nie takie „hop siup”, a oni do mnie:

- Ciociu, gdzie ty nas prowadzisz? Większych nudów nie mogłaś wybrać. Już żałujemy, że z tobą przyjechaliśmy. Jesteś jak wszyscy starzy, jak nasza mama, jak nasza babcia, wszyscy nas oszukujecie. Jeśli nie chcesz iść na Rysy, bo jesteś za stara, to pójdziemy sami. Powiedz nam tylko, gdzie to jest?

A ja: - Muszę sprawdzić, czy nie macie opasłych brzuchów, czy wasze nogi dadzą radę, bo żaden grubasek tam nie wejdzie i nie wejdzie, ktoś, kogo nogi drżą po paru kilometrach. Nikt taki nie wejdzie na Rysy, muszę sprawdzić, czy się nie boicie i czy jest w was odpowiednia dyscyplina, i czy kochacie Tatry? Więc będzie kilka dni testowania.

Proszę zanotujcie sobie w waszych zeszytach te wymogi: 1. kondycja i 2. obycie ze strachem, no i najważniejsze: 3. dyscyplina i 4. miłość do gór. Bez tego zapomnijcie o Rysach.
Dzisiaj dzień pierwszy – najważniejszy. Gdy choć jeden punkt zawalicie, jutro wracamy do domu.

Trójka wnuków mojej siostry to sprawne dzieciaki: dwóch chłopców to piłkarze, a dziewczynka koszykarka. Mają po 12 – 13 lat, ale za dużo w nich wirtualnego świata z komputerów, więc mój test dotyczy dostosowania do rzeczywistości. Nie mówię im tego, ale robię swoje.

- No dobrze ciociu, ale czego my się tu mamy bać? – a ja do nich: - No i kolejny wymóg: za dużo nie gadać, hihihi. Okaże się w praniu, co z was za chojraki. I to okaże się już dzisiaj, więc chodźmy i nie marudźcie! A i jeszcze jedno: idziemy takim tempem, jakim ja idę, zgoda?

- Ciociu, takim tempem to my nigdzie nie zajdziemy … Ciociu, my nie jesteśmy starzy, więc możemy iść szybciej … Ty nas chcesz wykończyć … No tak, można się było tego spodziewać, po co się daliśmy znowu oszukać, wszyscy starzy tacy są … - no i takie tam różne dyrdymały … No cóż, ale takie są wnuki mojej siostry, chyba takie są wszystkie wnuki …

Idziemy więc testować młode chojraki. Kościeliska to dobre miejsce na takie testy, oj znam się ja na tym, oj znam … Na początek zbaczamy na Polanę na Stołach.

Po półgodzinnym marszu moje piłkarzyki i koszykarki, gdy myślą, że już są na dachu świata, mówię im, że jesteśmy w połowie drogi na taki malutki, tatrzański szczycik, może gdzieś jedna dwudziesta tego, co czeka ich na Rysach.
Od tej pory już się nie rwą do przodu, idą krok w krok za mną i … cisza jak makiem zasiał, hihihi. Na górze, przokunują się, że mówiłam prawdę. Widać stąd i Giewont i inne wierzchołki, które sterczą znacznie wyżej, niż ten „malutki szczycik”.
Później „zaliczamy: też Smreczyński Staw, odpoczywamy chwilę pod schroniskiem. Jedzą, piją, pytam jak tam górskie odzienie, plecaki, a przede wszystkim buty …

- A teraz – mówię do nich – główny punkt dzisiejszego programu. W drogę!
Idziemy do Wąwozu Kraków. Po krótkiej instrukcji i omówieniu strategii, założeniu czołówek, ruszamy na podbój Smoczej Jamy: drabinka, łańcuchy, trochę emocji w ciemnośćiach jaskinii. No i dyscyplina … Na koniec, gdy uradowane cieszą się z tej wycieczki, no i pomyślnym testem, mówię im, że to gdzieś jedna setna tego, co na Rysach. Wtedy to pierwszy raz w mojej z nimi historii, pierwszy raz widzę w ich oczach odrobinę szacunku, do gór, no i do mnie, starej ciotki.

Dzień drugi: Testowanie na Kasprowym Wierchu
    
Wchodzimy na Kasprowy przez Myślenickie Turnie. Testujemy bolące po wczorajszej rozgrzewce nogi i testuję ich chęć ułatwienia sobie życia … czyli marsz w górę, a nie wjazd kolejką. Na nią patrzymy z dołu. Nogi bolą … ale czuję, że wnuki mojej siostry, powoli przeistaczają się w dzieci gór … zaczyna się im to podobać … tak przynajmniej mówią. No, zobaczymy po zejściu, jak się sprawdzą piłkarskie i koszykarskie kolana. Dały radę.

Dzień trzeci: Spacerek nad Czarny Staw

Miał być odpoczynek, luźniejszy dzień. Pobimbaliśmy nad Czarnym Stawem. Wysłuchały moich opowieści o Kościelcu, Granatach i Rysach.  
I był luźniejszy dzień, ale dzieciaki dodały do programu Karb, ot tak z ciekawości. No, więc weszliśmy tam, a nawet kawałek, dla próby, po Kościelcu. Stwierdziłam, że chyba wnuki mojej siostry mają więcej genów po mnie, niż po niej, hihihi.

Dzień czwarty: Szpiglasowa Przełęcz

Zachwycone pierwszy raz, na żywo widzianymi z Przełęczy Rysami, tak mi powiedziały na zakończenie dnia, gdy wracaliśmy z Morskiego Oka: - Ciociu, dlaczego nasze mamy, ani nasza babcia nigdy nie zabierały nas w góry? Chyba ich nie kochają! Dobrze, że mamy ciebie!

Dzień piąty: Troszkę deszczu na Pęksowym Brzyzku

Tu się przekonałam, że te dzieci potrafią kochać i pamiętają o tych, których warto pamiętać i uczą się też pamiętać o pozostałych, no i że „już tęsknią za górami”.

Dzień szósty: Rysy

Przy przepięknej pogodzie do połowy dnia, cieszyłam się tą wędrówką i cieszyły się dzieci. Na Rysach pooglądaliśmy świat gór i bezkresne przestrzenie aż po Kraków i dalej.

Pobyliśmy tam z godzinkę. Przy zejściu Rysy się zachmurzyły, pochłodniały, więc przydał się zapas ciepłych ubrań noszony do tej pory w plecakach i polary, i kurtki, co dzieci skwitowały opinią:

- Ciociu, ani razu nas nie okłamałaś. Mówiłaś, że w górach latem „nosi się” lato na ustach i w głowie, a w plecaku to, co potrzebne zimą. Sprawdziło się. I jeszcze jedno się sprawdziło: gdy wchodziliśmy do tej jaskinii, kilka dni temu, do Smoczej Jamy, to się baliśmy. Dzisiaj też, ale już mniej. Dobrze nas nauczyłaś … Dziękujemy!

Cieszyliśmy się też tą drugą połową dnia, z tą gorszą pogodą i zmęczeniem po Rysach.

Ani razu ich nie okłamałam? … To dziwne, sama się sobie dziwię, hihihi.
Taki to był tydzień z wnukami mojej siostry. To prawdziwe dzieci gór. Wiem, bo przetestowałam.

Tylko nie wiem, czy ona będzie z tego zadowolona, szczególnie z tych genów po mnie. Hihihi.  

Piotr Kiewra

 

niedziela, 6 maja 2018

Powolność

 
Spaceruję ze śmiejącym się starcem ścieżką wokół jeziora i dalej wzdłuż małej rzeczki.  Gdy zatrzymaliśmy się na małym mostku nad nią, starzec śmieje się i opowiada mi o swoich wnukach, którzy ciągle się gdzieś spieszą. Ostatnio powiedzieli mu, że denerwuje ich jego powolność.

Oto, co mi o tym opowiedział:

- Już dawno się tak nie uśmiałem, gdy usłyszałem ten zarzut. Mówię im, że gdybyście rozumieli, co z tego pośpiechu wyniknie, co osiągniecie, śmialibyście się głośniej ode mnie. Śmialibyście się z siebie sami. Ależ gdzież tam, nie są gotowi, nawet im nie mówię, szkoda czasu. Niech się jeszcze trochę pobawią, niech się nacieszą swoimi zabawkami, a tak naprawdę niech się jeszcze napłaczą, bo jeszcze się za mało napłakali.

Gdzież miałbym się spieszyć. Gdy patrzę wokół, co widzę? Nic, co mądre nie spieszy się. Głupcy się spieszą. Tylko ludzie są głupcami. Poza ludźmi nie ma głupców.
Zobacz na słońce jak wolno spaceruje po niebie. Zobacz na chmury, na rzekę, jak wolno płynie.  Posłuchaj ptaka jak sączy swą pieśń, poobserwuj drzewa i kwiaty, przyjrzyj się ich ufnosci.

To nie cierpliwość i wytrwałość w czekaniu, to ufność.  Ufają wiośnie, latu, rosną i kwitną, w niczym się spieszą. Nic się w naturze nie spieszy, bo wszystko tu jest szczęśliwe.  Tylko nieszczęśliwi się spieszą, bo brakuje im czasu, by dogonić szczęście. Tylko ślepi się spieszą, tylko głusi się spieszą, a w tym śnie, w którym trwają wszystko im się wydaje zbyt powolne.

To oni są powolni, to oni mają taką obsesję, bo życie mija, a oni jeszcze nie odnaleźli ścieżki do ciszy, spokoju, ufnosci, w której się płynie - właśnie jak chmury i słońce na niebie.
Nie słuchają i nie rozumieją tego spokoju, z jakim ptak wyśpiewuje jedną nutę po drugiej.  Nie znają, bo nie słuchają ciszy, w jakiej kwiat i drzewo rosną, nie obserwują jak kwitną i dzielą się ze światem swoim kolorem, zapachem, cieniem, sobą.
Nie ma się gdzie spieszyć, bo wszystko jest na swoim miejscu i jest takie, jak ma być.

Gdyby chcieli słuchać, gdyby chcieli obserwować powiedziałbym im: Wy też tacy jesteście, lecz wasze  myśli was napędzają, a to znak, że to one nie są w porządku ...
To jedyne, co w was nie jest w porządku ...  
I to jedyne, z czym trzeba zrobić porządek ...
To jedyne, co trzeba przyspieszyć - zrobić porządek z myślami. – patrzył na leniwie płynącą wodę w strumieniu i śmiał się. Gdy na chwilę przerwał śmiech dokończył historię:

- Wiesz, nikt tego nie chce słuchać. Wszystkim się wydaje, że są mądrzy, że wszystko dostaną, że świat kiedyś będzie taki hojny i ich obdaruje, tylko trzeba się spieszyć, trzeba pracować, ganiać, szukać, walczyć. No tak, nic mi do tego, niech sobie ganiają, niech pracują i niech płaczą.

Naprawdę mam się, z czego śmiać. Życie to niezły kabaret. Jak patrzę wokół, to nie ma chwili, by mnie to wszystko nie śmieszyło … No niezły kabaret. Wystarczy patrzeć, słuchać. Nic więcej nie trzeba robić. No nieźle … hihihi.

Lubię te rozmowy z nim, lubię z nim się śmiać.


Piotr Kiewra

sobota, 5 maja 2018

Tatry Zachodnie - najlepsze miejsce dla samotnych górskich wędrowców

33. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Zgodnie z planem samotnie wędrującego po Tatrach architekta mieliśmy się spotkać w Nędzówce. Wymyślił, że dzisiaj realizujemy mój przedwczorajszy plan.
Hihihi … Wczorajsza nieudana randka, była bardzo udana w porównaniu z dzisiejszą, bo architekt wpadł o umówionej godzinie na przystanek, by mnie przeprosić, że nie możemy pójść razem, bo dostał telegram i musi natychmiast wyjechać do domu. Wsiadając do taksówki powiedział: - Teraz rozumiem spontaniczność życia i twoją lekkość motyla, z czego ona wynika. Nie planując, nie tworzysz scenariuszy dotyczących przyszłości … ja tworzyłem i nie mogłem zasnąć, bo byłem już w jutrze, a jutro mnie wykiwało … napisało swój scenariusz, zupełnie rozbieżny z moim … Znowu stałem się wielbłądem … zazdroszczę ci bycia motylem. Muszę jechać. Przepraszam!
Taksówka odjechała, a ja ruszyłam do Przysłopia Miętusiego, a dalszą drogę zaproponuje mi życie. Wiem jedno: będę w Tatrach Zachodnich, a to najlepsze miejsce dla samotnych, górskich wędrowców.
Na Przysłopiu Miętusim, widzę z dala na ścieżce prowadzącej na Małołączniaka jelonka. Ruszam więc na spotkanie z nim.
W Kobylarzowym Żlebie spotkałam grupkę górskich nowicjuszy, którzy wybrali się na „łatwą” wycieczkę na Czerwone Wierchy, lecz Kobylarzowy Żleb ich przerósł. Wystraszyli się łańcuchów. Chcieli zawrócić … Wprowadziłam więc ich pojedyńczo powyżej, doradziłam im trasę przez Kopę Kondracką i zejście łatwą ścieżką do Doliny Kondratowej, a sama ... zostałam, bo zatrzymał mnie, gdzieś z boku ścieżki, tuż przy Żlebie, samotnie zagłębiony, gdzieś pośród skał, fiołek …
Teraz współodczuwam z nim jego samotną obecność. Pytam go: Fiołku mój kochany, kto cię doceni, skoro stronisz od ścieżki, skoro się ukrywasz w skale? Kto ci odwzajemni twe uczucie? Kto doceni twoją fiołkową istotę, twą barwę i aromat, to, że wszystko, co masz najlepszego rozdajesz bezinteresownie? Tak wiem, ty to zaakceptowałeś. Jesteś na tak wobec swojej samotności, na tak wobec braku docenienia, wobec wszelkich braków. Jesteś wolny … Tak, właśnie, podobnie jak ja, jesteś w najlepszym miejscu dla samotnych wędrowców, w Tatrach Zachodnich.
Ruszyłam dalej na Krzesanicę, ku słońcu, a później poprzez Ciemniak, ku malinom w Dolinie Tomanowej.
Mieliśmy z architektem odpowiedzieć sobie na pytanie, kim jesteśmy, więc odpowiadam: Nie wiem, kim jestem. Wiem tylko to, że samotnie wędruję przez Tatry Zachodnie, najlepsze miejsce dla samotnych górskich wędrowców.
A jutro? Ono nie istnieje. Jutra nie można dogonić, bo jutro to też samotny wędrowiec … jutro też jest spontaniczne … nie można jutra zaplanować, bo jutro też czeka na jutro … tak, bycie architektem jutra to „dziwne” i zupełnie niespontaniczne zajęcie …
W Tomanowej znowu zapłakałam, podlałam łzami tamtejsze maliny, ale spotkałam motyle – moich braci: lekkich, spontanicznych, ufnych … radosnych i … moja radość wróciła. Obserwowałam je i z radością objadałam się malinami.
Sama w Tatrach Zachodnich, jak fiołek w Kobylarzowym Żlebie, sama w najlepszym miejscu dla samotnych górskich wędrowców …

Piotr Kiewra  

I dziś wyjątkowo, kolejny zapis z pamiętnika, że znacznie późniejszą , bardziej współczesną datą, korespondujący z powyźszym:


Samotni w górach to nie znaczy, że sami
34. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Gdy bywam w sierpniu w Tatrach, przeważnie jest pogodnie. Bywa jednak, że w ciągu tygodnia zdarzy mi się dzień „wolny” od wyższych partii gór, bo  … deszcz. Ubieram wtedy kapotę i spaceruję po dolinkach, po Pęksowym Brzyzku, siaduję na Nosalu.
Może to przypadek, ale na Nosalu, po raz kolejny spotykam kogoś, kto smuci się bardziej niż te chmury nad nami. Kiedyś zostawiałam tych ludzi samym sobie, dzisiaj stanęłam obok młodej dziewczyny … tak, wystarczy być blisko, na wyciągnięcie ręki, a staję się pomocna. Taka bliskość prowokuje do komunikacji … pyta:
- Chodzisz sama po górach? Jesteś samotna? Nie powinno się, to niebezpieczne.
Ja nie mam z kim chodzić. W moim środowisku góry nikogo nie pociągają, jestem samotna … Kocham góry, ale wiele lat nie byłam w Tatrach, bo nie miałam z kim. Tym razem umówiłam się z koleżanką, ale ta nie dojechała, bo … znalazła jakąś wymówkę … może chłopak nie pozwolił, nie wiem … No i siedzę w mieście, stoję tu na Nosalu i zastanawiam się … szukam towarzystwa, ale to trudne. Tu każdy przyjeżdża z kimś i nie chcą jakiejś przybłędy … Jak ty sobie z tym radzisz?
- Jestem samotna, ale to nie znaczy, że sama. Gdy wyruszam, najczęściej już po chwili mam towarzystwo … spotkałam ciebie, już nie jestem sama. Tyle lat wędruję po Tatrach tu i tam, ale rzadko bywam sama. Nikogo nie szukam, ludzie sami się pojawiają … może dlatego, że czuję się wolna. Doświadczyłam, że wolność pociąga, do ludzi wolnych ludzie lgną. Kocham ludzi i kocham góry, bo jedno bez drugiego nie ma sensu, lecz przyjeżdżam w góry sama, a ludzie sami się znajdują. Tatry pełne są samotnych. Jeszcze więcej ich poza Tatrami.
Czasem mimo samotności w związkach, lojalność, przywiązanie, nie pozwalają im tu bywać. A tu warto bywać, właśnie po to, by okrzepnąć w samotności, nauczyć się ją akceptować, bo jest naszą naturą. Przez 99% czasu jesteśmy sami ze sobą. Warto to zrozumieć, bo i miłośc zaczyna się przydarzać i czujemy się szczęśliwi, nie dlatego, że los nam sprzyja, ale dlatego, że szczeście też jest naszą naturą. I przytrafia się ono tym, którzy w samotności okrzepli. Gdy to zrozumiałam, zawsze przy mnie pojawiają się ludzie. Wędrujemy razem, uczymy się od siebie nawzajem o sobie samych …
Dlatego chodzę po górach. To chyba jedno z najlepszych miejsc, by być ze sobą, by nauczyć się samotności, by nauczyć się kochać i by odkryć, którymi ścieżkami chadza szczęście. Gdy przestałam się modlić o kogoś przy boku, gdy przestałam od życia tego własnie oczekiwać, pragnąć miłości, pragnąć bliskości drugiego człowieka, to wszystko to nagle się przy mnie pojawiło. Taka jest tajemnica życia.
Wędruję już po Tatrach kilkadziesiąt lat, wiele z tych rzeczy, o których ci mówię, zrozumiałam tu właśnie, w czasie moich samotnych, lecz wśród ludzi, wędrówek. Kiedyś chciałam, by chodzili ze mną moi bliscy, przyjaciele, ludzie, których kochałam, ale okazało się, że nasze ścieżki się różnią. Nikogo więc tu nie ciągnę, nie przekonuję, nie szukam. Życie mi przynosi to, czego kiedyś szukałam. I to chyba wszystko.Tobie te ścieżki też wiele dadzą. Wędruj nimi!
Czuję, że to ją rozluźniło … Ot życie, tworzy scenariusze i pełne jest paradoksów. Na Nosalu również ich dużo. Niby to mały szczyt górski, ale ważny …
Często się z tego śmieję. Byłam nauczycielką. Nie lubiłam tej pracy, bo to był obowiązek, misja. No i uczniowie też nie lubili szkoły. Ja się męczyłam z nimi, a oni ze mną. Teraz, gdy skończyłam nauczanie, życie mi daje ciągle okazje, by komuś w czymś pomóc, by czegoś nauczyć. Teraz to nie obowiązek i pewnie dlatego, czuję, że gdy jestem pomocna … to słońce wychodzi zza chmur … no i wyszło. Hihihi.
Piotr Kiewra




Nieudana randka na Ciemniaku

32. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Podchodzę, w ciepły i ciężki od chmur poranek, ku bramce do Doliny Białego, a architekt czeka już z kwiatami na mnie. Uśmiałam się. Pewnie „spontanicznie” ogołocił jakąś łąkę, za co dostał burę, bo kocham kwiaty, lecz na łące …
Spacerujemy wzdłuż potoku, wpatrujemy się z kamiennych i drewnianych mostów w jego wody, jak tańczą swój górski taniec, słuchamy jak mówią coś w tym wirowaniu, pozornej walce … Patrzymy na smreki jak ich wierzchołki dotykają chmur … Poza ścianami Doliny gór nie widać … Mówię do architekta, że czuję w powietrzu deszcz, albo nawet burzę, a on zaniepokojony, napięty, tak jakby się modlił, by niepogoda się nie sprawdziła. A tu, jakby jemu na złość, natura kpi sobie z jego planów, z jego modlitw, zaczyna mżyć, a gdy dołączyliśmy do Ścieżki nad Reglami, ku Sarniej Skale, mżawka rośnie w deszczyk. Gdy wspinamy się na Sarnią, towarzyszy nam deszcz, a na szczycie wita nas ulewa i z dala słyszymy pomruki burzy. Architekt pyta:
- Co dalej podpowiada twoja intuicja? – a ta nic mi nie podpowiada, więc mu mówię:
- Woda nas zaprowadzi. – a ta prowadzi z powrotem do Doliny Białego. No i znowu jesteśmy nad Białym … i nie pada.
Architekt niepocieszony do mnie:
- Nasza randka nie udała się. No tak, wiem, uzależniam swoje szczęście, zadowolenie od tego, co się dzieje wokół. Ten deszcz, ta burza uświadomiły mi, że nie jestem wolny, bo tak błahe rzeczy, mają nade mną władzę. Jutro ma nade mną władzę, moje oczekiwania wobec innych, mają nade mną władzę.
Nie będąc wolnym od oczekiwań można tylko zniewalać innych. Ty nie masz żadnych oczekiwań i jesteś zawsze szczęśliwa, nie zasmuca cię deszcz, nieudana randka, bo to nie ma znaczenia …
Teraz, tu po burzy nad Białym, jesteś ze mną, ale coś zrozumiałem … nie śmiałbym ciebie zamykać w klatce. Twoja wolność jest tak piękna, taka „boska”, taka prawdziwa, taka górska, że byłbym gorszy od największych zbirów historii, gdybym choć tylko pragnął jej dotknąć, choć o jotę uszczuplić. Znikłaby twoja spontaniczność i zostałabyś już tylko sam na sam z systemem, i ewentualnie z takim planistą, jak ja.
Patrzę na siebie i chciałbym widzieć to samo, co widzę w tobie. Jesteś jedynym człowiekiem, który nie potrzebuje niczego, ani nikogo, by zapełnić swoją samotność, bo masz wszystko i taka jest ta prawdziwa miłość, w której nie ma zazdrości i nienawiści, i drugiego człowieka, któremu ukradlibyśmy wolność, po to, by był u boku, by go wykorzystać.  Tak, widzę w tobie motyla, a ty kogo we mnie widzisz?
- Na pewno tego chcesz? Chcesz wiedzieć? No dobrze, powiem, co widzę i czuję:
Nie ma w Tobie spontaniczności, bo nie ma prawdy. Nieprzypadkowo egzystencja prowadziła nas w przeciwnych kierunkach. Tatry są twoją ucieczką, Tatry Zachodnie, twoją oazą ciszy. Tu nie czujesz się zdominowany ... przez ostre niedostępne i wysokie szczyty Tatr Wysokich. Pewnie w domu jesteś zdominowany przez swoje własne plany, ale i kogoś dominującego nad tobą jak Tatry Wysokie ... to może jest .... żona, która cię nie kocha, bo nie potrafi pokochać architekta. Chciałaby spontaniczności, tajemnicy, nieznanego, a tu rysunki, przyszłość rozrysowana w szczegółach i ani w ząb dzikości, natury teraźniejszości. Więc uciekasz w samotność w górach, a w domu przed stokroć bardziej okrutną samotnością w pracę, w planowanie przyszłości. Tak, przyszłość cię zdominowała, ale ty ją zaplanowałeś, bo .. lubisz być nieszczęśliwy!!!
Wszyscy planiści, architekci przyszłości czują się zdominowani przez tych bardziej spontanicznych, ale to tylko odczucie. Jest odwrotnie: spontaniczni nikogo nie dominują, a ci, którzy uważają siebie za zdominowanych, pozwolili się zdominować, bo tego chcieli, potrzebują kogoś, na kogo mogliby zrzucić odpowiedzialność za swoje nieszczęście. Przywiązują się jak ofiara do kata.
No i dlatego, ty już wszystko wiesz, zanim cokolwiek się skończy. Nawet dzisiejsza randka, dla ciebie była nieudana, zanim się skończyła ...
I jak ci się podoba mój rysunek ciebie?
- Skąd ty to wszystko wiesz? – pyta zaskoczony.
- Ja tego nie wiem. Na twój temat, na jakikolwiek temat nie mam żadnej wiedzy, staram się jej nie mieć, jej nie zbierać … Powiedziałam tylko to, co poczułam, co zobaczyłam przyglądając się tobie … Powiedziały mi to twoje rysunki, motyle, twoje wybory … czuję, co się pod tym ukrywa. A ponieważ kiedyś odkryłam prawdę o tym, dlaczego zostałam nauczycielką, to czuję też, z jakiego powodu zostałeś architektem. Często używasz słowa miłość … Czuję, że nie mówisz o niej, bo jesteś nią nasycony, lecz dlatego, że odczuwasz jej brak …
Pytasz mnie, skąd to wiem … Tak dużo wiesz o tantrze, a nie wiesz, że gdy poznajesz siebie i co za tym idzie, akceptujesz siebie i wszystko takim, jakie jest, wszystkie „księgi” stają ci się znane. Czyżbyś tego nie wiedział?
Dla mnie, nasza randka jest udana, bo randka to spotkanie, spontaniczne spotkanie, które nie ma żadnego celu, nie kryje się pod nim żaden plan … Gdybym patrzyła tak jak ty, to nasza randka nie mogła i nie może się udać. Możemy wędrować razem w górach, lecz życie, by nas uwięziło … ale ja nie patrzę tak jak ty, bo dla mnie jutro nie istnieje. Wczoraj i jutro to więzienia, jeśli w nie wierzysz, sam się w nich zamykasz.
Ty nie lubisz deszczu i burzy, bo krzyżuje ci plany, a ja je kocham, bo oczyszczają z planów, z wczorajszych śmieci. Czy Ciemniak jest ci potrzebny do szczęścia? Dolina Białego ci nie wystarczy? To, że tu jesteś, to, że coś zrozumiałeś, ci nie wystarczy? Czegóż ci więcej trzeba? Czy istnieje taki ktoś, kto mógłby cię uszczęśliwić? Czy istnieje taki szczyt, taka dolina, gdzie czułbyś się bardziej szczęśliwy niż tu nad tym potokiem?
Architekt milczał patrząc we wzburzone wody potoku. To już chyba nie była modlitwa, to raczej była medytacja. Uciekł od swoich myśli, od moich prowokacyjnych pytań. Usiedliśmy na poziomo rozpostartej gałęzi drzewa, jak na ławce, jak na huśtawce w parku i tak siedzieliśmy, bez słowa, godzinę, dwie …
Tę medytacyjną ciszę w końcu przerwał jego głos:
- Masz rację we wszystkim. Jest żona, są moje ucieczki, są moje plany, jest moje zaplanowane nieszczęście. To wszystko sam stworzyłem. Masz rację, gdy masz plan na życie, twoje życie się kończy, a zaczyna się cierpienie, a gdy się poddajesz pojawia się w każdej chwili tak wiele, że nie nadążasz się tym cieszyć …
Dziękuję ci. Masz rację, teraz to rozumiem – tak, ta randka jest udana. Intelektualnie to wszystko rozumiem, ale to chyba nie wystarczy, tu chodzi o głębsze zrozumienie … Dużo jeszcze ścieżek przede mną …
Przerwałam mu na chwilę: - Nie rób z tego planu, niech się dzieje, niech płynie jak ta biała woda … Niech płynie! Ty płyń! – a gdy usłyszałam kolejne jego słowa uśmiałam się rzęsiście:
- Kocham Tatry Zachodnie, bo to wymarzone miejsce dla samotnych górskich wędrowców. Pójdziesz jutro jeszcze raz ze mną w góry, gdzieś w zachodnie?

Piotr Kiewra

piątek, 4 maja 2018

„Spontaniczność” na Starorobociańskim Wierchu

31. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Ten odcinek wspomnień autorki pamiętnika, to pierwszy z trzech dni spędzonych na ścieżkach Tatr Zachodnich z przygodnie poznanym architektem. Oboje się wiele nauczyli.
Rankiem zajmuję miejsce w autobusie. Na następnym przystanku obok przysiada się mężczyzna. Przypominam go sobie: parę razy mijałam go samotnie wędrującego w Tatrach Zachodnich - zawsze idącego w przeciwną stronę. On też mnie rozpoznał i od razy pyta:
- Cześć! Zastanawiałem się, kiedy los nas zetknie, no i … stało się. Dokąd dzisiaj idziesz?
- Zaczynam od Nędzówki, od Przysłopia Miętusiego, a dalej nie wiem …
- Jak to nie wiesz? Idziesz bez planu? – pyta z niedowierzaniem.
- Nigdy nie planuję. Ścieżki mi się same wybierają … dzieje się to spontanicznie.
On się uśmiecha i mówi:
- W takim razie zgódź się spontanicznie pójść ze mną na Starorobociański, proszę!
- Dlaczego miałabym pójść tam z tobą?
- Bo tak zaplanowałem, a przy okazji opowiesz mi co nieco o spontaniczności, może się jej nauczę. No jak?
Wchodzimy więc na Starorobociański.
- Opowiedz mi o spontaniczności, bo, jak widzisz, u mnie podstawą jest plan, często na papierze.
- Już ci pokazałam przewagę spontaniczności nad planowaniem: przecież idę z tobą, ty natomiast nie mógłbyś zrezygnować ze swego planu, bo plan, to … plan, hihihi. Nigdy nie mam planów. Spontaniczność to życie bez planu. W cywilizacji nie zawsze się to udaje, ale tu bawię się spontanicznością … życie decyduje, to nie są moje wybory … ja, po prostu, wędruję.
Tak to się najczęściej dzieje: ktoś mnie prosi o towarzystwo, o bycie przewodnikiem, albo idę tam, gdzie inni, albo częściej tam, gdzie nikt nie idzie. Najczęściej słucham intuicji, albo bawię się jak małe dziecko: na przykład wsiadam do pierwszego podjeżdżającego na przystanek autobusu.
Kolejny przykład z wczoraj: siedzę w Wodogrzmotach, a tu jakiś żuczek siada na mojej mapie i spaceruje na Szpiglas … no i ja też, hihihi. Spontaniczność to poddanie się, a tu na tych ścieżkach, to poddanie się zdarzeniom, temu, co przyniesie sama ścieżka, człowiek na niej, jego wołanie, potok, chmura, słońce, tęcza … Najczęściej idę z wiatrem … Jedyne co „robię”, to mówię „Tak”. Nigdy o nic nie proszę, o nic nie walczę, bez względu na wszystko, zawsze jest „tak”. Tego cię nie mogę nauczyć, bo tu nie ma czego uczyć, tu potrzebna jest tylko odwaga wynikająca z ufności wobec unoszącej cię rzeki życia …
- Nędzówka nie była twoim wyborem? – pyta.
- Nie! Inni wybrali. Wszyscy jechali dalej, więc …
- Czyli jesteś bardzo „zen”, a może jeszcze ściślej i głębiej: jesteś tantryczką. Teraz rozumiem twoją lekkość w marszu. Zawsze się zastanawiałem, skąd ty masz tyle energii, skąd masz tyle w sobie z motyla, teraz już wiem: nie niesiesz żadnego obciążenia, niczemu się nie opierasz. Jesteś przepełniona miłością i jak motyl, jak słońce, ją rozdajesz.
No właśnie, spontaniczność czyni cię motylem w człowieczej skórze. No coż, ja raczej jestem … wielbłądem, albo bardziej ściśle, pociagiem towarowym, zawsze jestem czymś obciążony. Plany są moim obciążeniem, poruszam się w koleinach. I chyba dlatego jestem architektem. W pracy wszystko planuję, na każde działanie mam rysunek i przenoszę to na góry … .   
Wolność jest też moją naturą, ale moja jest mizerna, ograniczona, zniewolona, bo mam więcej łańcuchów, więcej uległości wobec systemu, chyba więcej we mnie strachu, więcej gonitwy po przyszłości i zamiast spontaniczności same plany i rysunki. Najczęściej idę pod wiatr … Teraz rozumiem …
Kim ty jesteś, oprócz bycia motylem? Czym się zajmujesz?
- Jestem nauczycielką. Uczyłam polskiego w liceum, a teraz w studium nauczycielskim. – odpowiedziałam.
- Nie zgadłbym. - Powiedział i dłużej milczał.
- Przestraszyłeś się nauczycielki? Myślałam, że nie mam przyklejonej groźnej i wrednej miny. Nie bój się, nie oceniam, nie poprawiam twego języka …
- Nie, nie boję się, wspomniałem swoją nauczycielkę polskiego.
Przyznam ci się do czegoś. Parę razy widziałem cię tu w górach. Marzyłem o randce z tobą, …. i czy pomożesz mi spełnić to marzenie jutro? Chciałbym cię zabrać na mój ulubiony szlak … z Doliny Białego, Ścieżką nad Reglami do Przysłopia Miętusiego i przez Kobylarzowy Żleb na Małołączniak i Ciemniak. Lubię schodzić z Ciemniaka przez Tomanową. No tak, po raz drugi wystawiam twoją spontaniczność na próbę. – zastygł w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Każdy dzień jest dla mnie próbą, bo w spontaniczności, każdy dzień to randka. Dobrze, to będzie jutro, a dzisiaj … bądźmy dzisiaj. Chciałeś pójść na Starorobociański, a ty już jesteś na Ciemniaku … ach te plany! Hihi.
- No dobrze, postaram się, by było bardziej spontanicznie … - zaczął swoje obiecanki, a ja:
- I znowu plan! Widzisz … problem ze spontanicznością jest taki, iż w ogóle nie musisz się starać, zostawiasz wszystko w jej rękach, a ty stajesz się wolny … nie planujesz randek, związków, miłości, wędrówek po górach, wszystko przychodzi samo … Zobacz na tę ścieżkę! To ona nas prowadzi … niepotrzebny żaden plan, żaden rysunek, żadne zaangażowanie … życie to najlepszy przewodnik, a spontaniczność, jej zakres, to miara tego, na ile się zgodziłeś poddać, zaufać, nie wybierać, nie walczyć, nie stawiać oporu … i wtedy dzieje się, każdy dzień jest inny, pełen przygód, nauk, odkryć, ekscytacji, … a plan? Plan pozbawia cię okazji, nie zauważasz ich, żyjesz na jeden procent, bo tak jesteś zapatrzony w cele – one cię zaślepiają … ale to ty kreujesz swoje życie, wybrałeś architekturę i masz ją na co dzień …
Takich to rzeczy, tu w górach, uczę się o sobie samej. Dzisiaj spotkałam ciebie, niczego cię nie uczyłam, pokazałam tylko kim jestem, pokazałam sobie samej, w twoim lustrze. Dzisiaj byłeś dla mnie moim lustrem … Dzisiaj spotkałam innego samotnego wędrowca, który pokazał mi mnie i chyba odwrotnie zdarzyło się to samo … też doświadczyłeś siebie we mnie.
- Dokładnie. Ty to ładniej nazywasz, lepiej wyrażasz. Ja musiałbym to narysować. To jutro … ? No dobrze, nie wybieram, nie planuję …    
- Czy zauważyłeś, że dzisiaj nie ma nas w górach? – pytam w momencie, gdy zaczynamy schodzić ze Starorobociańskiego w stronę Ornaku, jedną z moich ulubionych, górskich krawędzi. -
Zobacz stąd w dół, poprzez tę krawędź. Tak, to jest plan na przyszłość … Za chwilę, gdy będziemy na dole, spojrzysz na tę samą krawędź, lecz to już będzie przeszłość, niby ta sama krawędź, a jak różne spojrzenia … A tak naprawdę liczy się tylko nasz marsz po tej krawędzi teraz … to jest spontaniczność … twoje uczucie – twój związek, twoje połączenie, z tą krawędzią teraz. Na górze to nie było uczucie, to był plan, marzenie, na dole też nie, bo to już tylko wspomnienie. Miłość jest tylko teraz, w spontanicznym teraz … dlatego … bądźmy na krawędzi i nic więcej … żadnego słowa, planu, wspomnienia. Miłość pojawia się tylko w takiej chwili, gdy nie ma nic … tylko teraz.
- Masz rację, zaangażowanie w relację, rozmowa, zabiera nas z „teraz”, a ja tak uwielbiam ten fragment ścieżki … Dobrze, bądźmy w górach, lecz … no dobrze zapytam o to jutro …
Schodziliśmy w dół po krawędzi Starorobociańskiego, a architekt milczał. I to poczułam: Tak zapragnął teraźniejszości i zmian w sobie, że … zaczął to planować … Nadal jest ciekaw jutra, a jutro … ma swój własny plan, hihihi.
Wędrowałam dalej, po Ornaku, a idący obok architekt … może już jest na jutrzejszej randce ze mną … hihi.
Idziemy obok siebie i nadal jesteśmy samotni! Hihihi … Wiem, żaden plan i żadna randka tego nie zmieni!

Piotr Kiewra

czwartek, 3 maja 2018

Drabinka

30. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Byłam tam kilka razy i zawsze było … górsko. Dzisiaj było inaczej: teatralnie, a nawet filmowo … hihihi.

Moja przygoda zaczęła się przed świtem, gdy na ścieżkach jeszcze niewielu wędrujących, banalnym: „Cześć” do osoby „łapiącej” oddech, gdzieś na Boczaniu. Odpowiedź była dziwna, taka „incognito”, bez „głosu” i twarzy zasłoniętej przesadnie opuszczonym daszkiem czapki.

Po paru minutach „incognito” mnie wyprzedza w milczeniu. I tak myślę sobie: -  Kto mógłby, tak na siłę, starać się być „incognito”, tu w górach? Patrzę na rosłą sylwetkę i ruchy … Czuję, że skądś je znam … ale to nic, to nie moja sprawa - niech się ukrywa, skoro tak chce.  

Ścieżka zaprowadziła mnie na Orlą Perć, więc spaceruję nią w spokoju, raz w chmurkach, raz w słońcu …

No i dochodzę do drabinki, a tu „on”- Pan Incognito”, stoi na górze i … widzę, „nie umie” postawić następnego kroku. Stanęłam tuż za nim, nie ponaglam, nie naciskam, czekam …

Stał tak dłuższy czas patrząc w dół, w końcu odwrócił się  i ... zapytał, czy mam na to jakiś sposób. Odpowiedziałam:

- Nie graj, zapomnij o aktorstwie, pierwszy raz w życiu bądź sobą. Po to tu przyszedłeś ... Nie ma innego powodu i nie ma innego sposobu ... odważnego możesz zagrać przed kamerą, a tu nie liczy się odwaga, tu liczy się ta chwila, nie oklaski na widowni, lecz obecność … Rozumiesz, co to jest obecność?

Popatrzył na mnie i mówi: - Proszę, idź pierwsza! Nie przygotowałem się do tej roli …

- No tak, uciekłeś od tej roli w aktorstwo. Nie jesteś jedyny, ty zrobiłeś z tego profesję, wszyscy pozostali są amatorami, lecz cel tej gry jest ten sam. – wymądrzałam się: - Nie chcesz mieć widowni, a ja myślę, że akurat tym razem powinieneś mieć widza, by był świadkiem twojej porażki, twojej słabości, bo nie poznasz inaczej siebie jak przez prawdę, że jesteś słaby, że jesteś zwykły.  W innym przypadku znowu zagrasz, znowu oszukasz siebie.

Do teatru, dla ciebie, nie przychodzą widzowie, twoich filmów nigdy nie ogląda żaden widz, to zawsze są aktorzy. Oni przychodzą dla siebie, podglądają cię, by się udoskonalić w udawaniu kogoś innego niż są. Wszyscy gramy jakieś role, mamy po tysiąc twarzy. Aktorów są na świecie miliardy, a widzów tylko kilku. Nie wiem, czy rozumiesz, o czym mówię?

- Poczekaj! Pokontempluję. Za dużo myśli! Poczekaj chwilkę! – poprosił.

Stał tak przy drabince dobre z pół godziny. W międzyczasie przepuścił z dwie dziesiątki wędrowców.

W pewnym momencie zwrócił się do mnie:
- Nic tu nie wymyślę. Chyba muszę wszystko odwrócić, najpierw muszę doświadczyć, a zrozumienie twoich słów i mojego „ja” przyjdzie samo z siebie … Najważniejszy pierwszy krok! Czuję, że jest we mnie coś innego niż odwaga … nie wiem, jak to nazwać … nieważne … Chodźmy!

I ruszył. Patrzyłam z góry jak schodzi … Zadziwiła mnie pewność jego ruchów … Zeszłam za nim. Na dole ucieszony spojrzał w górę, przybił mi piątkę i … chciał o coś zapytać, lecz … nie zapytał. Zamiast pytania powiedział:    

- Drabinka coś mi dała … Wiesz jak mi lekko teraz? Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że bycie sobą to tak trudna rola … nie rola – prawda. I … obecność dodaje mocy. Tak, czuję, że zamiast odwagi pojawia się ufność …
Masz rację. Ktoś, kto poznał siebie może być widzem. W innym przypadku zawsze się jest aktorem. Byłaś jedynym człowiekiem na świecie, który widział w wielkiej postaci teatru i filmu, w wielkim, nieustraszonym i niepokonanym bohaterze dziesiątek ról, w których grałem, słabą istotę … Nawet ja tej istoty nie znałem, a gdy poznałem, to mnie wzmocniło. To dziwne …

Przepraszam .... chcę być w ciszy, ty pewnie też ... to dla mnie błoga chwila. Chcę pobyć ze sobą … pierwszy raz w życiu. Zostanę tu na dłużej. Dziękuję ci za obecność, za naukę …

Dodałam tylko od siebie:  

- Chciałeś zapytać, nie spytałeś, lecz zapewniam cię - to w związku z twoją czapką: nikomu nie opowiadam o moich górskich ścieżkach, o doznaniach, o spotkaniach, bo … jestem widzem. Świadkiem tego, co jest – jest tylko mój pamiętnik.*

Piotr Kiewra

* W pamiętniku nie pada imię i nazwisko aktora. Więc zostało dotrzymane słowo, a i ja nie próbuję zgadnąć o kogo chodziło …. Mógłbym się pokusić analizując daty, ale po co? Przecież ten pamiętnik uczy czegoś i mnie.