niedziela, 10 listopada 2019

Duchowa cisza



Kiedyś Śmiejący przerwał niekończącą się wypowiedź księdza i przez dłuższy czas zmusił go do milczenia, a następnie, śmiejąc się rzekł do niego: - O, teraz przemawia przez ciebie Bóg!

Po następnych paru chwilach ksiądz rozpłakał się rzewnymi łzami i rzucił się do stóp starca. 
Starzec do niego: - Oto, TERAZ jesteś na drodze prawdy, zbawienia - wracasz do raju. 

Piotr Kiewra

sobota, 9 listopada 2019

Miłość zawodzi


Gdy pierwszy  i jedyny raz spotkałem kobietę, samotnego, górskiego wędrowca*,  w czasie naszej trwającej wiele godzin rozmowy o Tatrach wspomniała mi taką oto swoją przygodę.
- Kiedyś, kilkadziesiąt lat temu, spotkałam starego wędrowca.  Tak jak ja samotnego, lecz śmiejącego się. Tak mi się dobrze z nim rozmawiało w naszej wędrówce po Zachodnich Tatrach, że otworzyłam się przed nim.  On na koniec, gdy już wyrzuciłam wszystkie swoje żale wobec świata, ludzi, Boga, roześmiał się i powiedział coś, co ja dzisiaj powiadam innym, że miłość zawodzi i że to dobrze. Powinniśmy się tym cieszyć. Nadmienił: - „Jesteś już na tyle dojrzała, by po następnym bólu serca, pewnie większym niż te obecne, zrozumieć.”
Nie zrozumiałam tego od razu, minęły następne lata doświadczania miłości, relacji, związków, by któregoś razu, tu w Tatrach, w największym moim życiowym rozczarowaniu miłością, zrozumieć, co starzec miał na myśli. 
Tak, przeżyłam wiele gorzkich pigułek miłości, które zawiodły. Później w moim widzeniu tego świata i świata porywów serca pojawiła się jasność, pojawił się śmiech, taki jak u starca. I gdy tu, w górach, spotykałam kobiety i mężczyzn wędrujących ze smutkiem w sercu, współczułam im, ale i śmiałam się. Oni przyjechali tu, by zapomnieć, by uleczyć górską ciszą bolące serca, tak jak niegdyś ja.  

Widocznie i moja cisza, i współczucie, i ten śmiech, też mają podobną jak u starca, moc przyciągania, bo jakoś tak wyjątkowo łatwo otwierali się przede mną i często ze łzami w oczach opowiadali mi swe smutne historie.  
Na koniec spodziewali się ode mnie, tak sądzę, współczucia, pocieszenia, słów krzepiących ich nadzieje, a ja, jak to ja, wręcz przeciwnie, śmiałam się i starałam się zaszczepić im mój śmiech. Mówiłam to, co kiedyś starał się przekazać mi stary, górski wędrowiec napotkany dawno, dawno temu: - To dobrze, śmiejcie się więc razem ze mną, bo jesteście na dobrej ścieżce, jesteście blisko kresu wędrówki, wasze cierpienie prowadzi was ku zrozumieniu, a to ku spełnieniu.  Miłość zawodzi. To jej wielka przysługa. Gdyby nie zawodziła, żylibyście w zawieszeniu, bez nadziei na spełnienie. A tak zbliżacie się ku niemu. Sukces, materia, znaczenie dla świata, nadzieje na lepsze jutro i na pomniki, zawiodły was wcześniej. Miłość jest największą boską rzeczą w naszej ziemskiej wędrówce i musi zawieźć, byście zapragneli czegoś jeszcze większego: tajemnicy naszego istnienia, nieba, błogości, spotkania z boskością, wiecznego życia. Więc cieszcie się, jak i ja się cieszę.  
Moje miłości też zawiodły.  Też cierpiałam i też uciekłam z tamtego świata w góry, by tu się troszkę podleczyć, by wyrzucić część bólu, a pomogły mi się uleczyć całkowicie. Tu zrozumiałam, że właśnie taka jest tajemnica życia, miłość musi zawieźć, by na trwałe znikło cierpienie, lęk, by poznać prawdę, by poznać coś milion razy większego niż miłość do jednej kobiety, do jednego mężczyzny:  by zakochać się w całości.  

Miłość zawodzi, by mogła się pojawić modlitwa - połączenie z całością.  

Ziemska miłość jest pragnieniem, braniem, nadzieją, a ta jest Bogiem, jest spotkaniem z nim, jest ostatecznym celem naszego istnienia, wieczną ekstazą. Jest ostatecznym poznaniem, spełnieniem.  Dopiero wtedy z mężczyzny lub kobiety przeistaczamy się w człowieka - w boskość. Dlatego miłość musi zawieźć. To jej ziemska misja. 

Jest to jednak droga dla dojrzałych, dla wrażliwych, inteligentnych, dla poszukujących prawdy o sobie. Na początku jest słodka, później gorzka, a na końcu jest nirwaną, spotkaniem z Bogiem - z CAŁOŚCIĄ.
Cieszcie się. Musicie przez nią przejść. Musicie doświadczyć całego jej bólu, intensywnego cierpienia, skrajnej goryczy. Taka właśnie staje się pomostem. Nie te przyjemne chwile, te krótkie przebłyski szczęścia, bliskości, poznania prawdy, nie te długotrwałe, lecz przeżywane w zobojętnieniu związki, małżeństwa, romanse, lecz te właśnie, te, które zawiodły, bo były tak intensywnie przeżywane, tak wielkie były w nich nadzieje, że aż zapierało dech w piersiach, aż umierało z bólu serce, a na koniec pojawiała się myśl o samounicestwieniu ... Tak musi być, i taka jest prawda o naszym rozwoju - miłość zawodzi. – roześmiała się znowu, gdy skończyła.

Opowiedziała mi tę historię w ważnej dla mnie chwili. Myślę, że dla każdego mężczyzny i dla każdej kobiety jest ważna, by zrozumieć, że istnieją tajemnice, że istnieje „coś” o niebo większego.

Piotr Kiewra

*ładnych parę lat później przekazała mi swój pamiętnik, a z zawartych w nim wspomnień powstało wiele górskich opowieści, którymi dzielę się na tym blogu.