czwartek, 19 lipca 2018

Siwy Potok i wszystkie inne potoki


71. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Góry mnie wezwały, by mi powiedzieć, że mnie to też czeka. Wiem to, ale tylko wiem … Do tej pory to była jakaś hipoteza, jakaś informacja ze świata, informacja o jego naturze, o przemijaniu, ale informacja …
Teraz to było doświadczenie … Człowiek mi mówi „Dzień dobry” i za chwilę ten dobry dzień zamienia się w wieczne milczenie, w wieczną pustkę …
To doświadczenie to coś zupełnie innego niż słowa, niż wyobrażenie, niż cała wiedza świata …
Odkryłam coś wielkiego, coś, co trzeba poznać, w to wejść i to chyba największe z ludzkich doznań, znacznie większe niż urodziny, niż miłość … Nie ma większego poznania niż to … nie ma nic głębszego … ale to część życia, więc nie da się tego ominąć, uciec … no i może się to przydarzyć w dobrym dniu, w każdym dniu, nawet najlepszym, nawet teraz. Więc trzeba się przygotować … trzeba zrozumieć … trzeba w to wejść … trzeba pokontemplować nad tym, pomedytować …
No i kontempluję swoją śmierć nad Siwym Potokiem … Idę wzdłuż … Przesiaduję nad nim. Wchodzę do niego, zamaczam w nim stopy, dłonie, przemywam twarz. … No i nie potrafię napisać, czego doznaję, co do mnie przychodzi.
Przechodzę przez Iwaniacką Przełęcz i teraz kontempluję wzdłuż Potoku Kościeliskiego.Ten sprowadza mnie swoim szumem, swoim magnetyzmem w dół. Tu też dotykam i poznaję go stopami, dłońmi i twarzą, lecz nie potrafię nic powiedziec i napisać … pustka. To nie tylko moja przypadłość. Nikt tego nie opisał … Wielu omijało temat … nie próbowali poznać, aż doznanie samo przyszło. Może przyszło bez obecności zmysłów, we śnie, czy w utracie przytomności, i chyba wtedy nie było piękne i tak głębokie, jakim jest w doznawaniu w pełnej obecności …
Gdy dzień się skończył, jedyne, co mogę powiedzieć, że się mniej lękam …
Kolejny dzień chodzę wzdłuż potoków. Posiedziałam przy Strążyskim, dotknął mnie swoim chłodem, a później też i Biały Potok w dolinie Białego okazał mi swój chłód. Na koniec zeszłam bulwarem obok pędzącej Bystrej. Pytam jej: - Gdzie tak się spieszysz? Bystra nie odpowiada, nie musi, czuję, że potoki, rzeki lubią “koniec” w oceanie. Poznały naturę rzeczy i nie lękają się.
I co? Mniej się boję.
Trzeci dzień. Znowu jestem nad Siwym Potokiem. Zadaję sobe pytanie, dlaczego mnie tak pociagają, i ten Siwy i wszystkie inne.
Wiem, to rzeki życia. Ich wody są obecne wszędzie, w każdym życiu, i człowieka, i rośliny, i zwierzęcia. Skoro są obecne w ich życiu, to są obecne i w chwili śmierci i znają ją. Poznały ją wiele razy, dokładnie tyle, ile cudów narodzin. Poznały tę tajemnicę, lecz nie podzielą się ze mną, i chyba wreszcie wiem, dlaczego się nie podzielą. To nie tylko dlatego, bym sama doświadczyła, ale przede wszystkim, bym zrozumiała, że „to” niczego nie kończy. Woda to powtarza w nieskończoność, ta moja woda, też już jest doświadczona. A jest też coś nie będącego wodą „we mnie”, co też doświadcza w nieskończoność.
Siedzę, spaceruję, próbuję tego „chłodu”, który nie jest końcem i czuję, że strach nie istnieje. Czuję, że potokowy „chłód” nad którym pokontemplowałem zapoznał mnie z namiastką tego, który stanie się pewnego dobrego dnia, moim udziałem i … zniknął strach. Jest on wynikiem myślenia o przyszłości, a w końcu to myślenie zaprowadza do ciemnej dziury, do pustki, stąd strach. Gdy poznaję nieskończoność, gdy zaczynam rozumieć, to, co potoki mi podpowiedziały, to wiem, że koniec nie istnieje, więc i strach nie ma racji bytu.
I wiem, że potoki nie mają końca, ten Siwy nie ma końca. Ileż to już razy „ta” woda jest w tym miejscu? Któryż to raz umarła w oceanie i narodziła się ponownie, jako chmura, śnieg i deszcz? Któryż to raz ja jestem nad tym potokiem?
Wracam do domu wzdłuż Siwego Potoku i w ogóle się nie boję. Nie mogę się doczekać …

Piotr Kiewra   

W dobrym dniu śmierć w Żlebie Kulczyńskiego


70. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Piszę te słowa roztrzęsiona … Widziałam śmierć. Nie, swojej się nie lękam, widziałam śmierć człowieka w Żlebie Kulczyńskiego. Teraz jak na to patrzę, dziwię się sobie, że poszłam tam w taką pogodę, no, ale skoro ja poszłam, stara wyjadaczka, to i poszło wielu innych.
Ruszyłam w słońcu, przez Halę szłam w chmurach, przy Czarnym Stawie przebijałam się przez mgłę. Po łańcuchach wspinałam się w mżawce i deszczu, a tu dosłownie parę kroków wyżej, deszcz zamienia się w śnieg, a ten żleb, to wszyscy wiedzą, to istna ślizgawka.
Co mnie tu pchało? Co mnie tak zaślepiło? Już od jakiegoś czasu czułam, że w Żlebie znajdę dla mnie wiadomość i dzisiaj – mimo niepogody, żleb mnie przyciągnął … Powiedział, że to … dzisiaj, że to teraz.

Z góry schodzi jakiś mężczyzna, mówi mi: „Dzień dobry!”, mija mnie i parę chwil później słyszę za sobą hałas zsuwających się kamieni, głazów i krótki krzyk. Obracam się, i czuję …  spadł ten meżczyzna, który mnie minął z „dzień dobry” na ustach … nie przeżył. Kilku obecnych i idących za nim turystów zadzwoniło po pomoc i czekali przy nim na ratowników … Ja straciłam pamięć wszystkiego … Chyba później poszłam, bo ….

Poszłam roztrzęsiona dalej, nawet nie pamiętam, którędy zeszłam … nic nie pamiętam. Dopiero zdałam sobie sprawę, gdzie jestem, na kwaterze, w moim pokoju. Zasnęłam koszmarnym snem na jawie, a dopiero nad ranem koszmar dnia zamienił się w sen, też koszmarny … Następnego dnia nie poszłam w góry, ale kolejnego wiedziałam, że muszę i … poszłam … Musiałam z nimi pogadać …
No i dopiero teraz przyjął to pamiętnik. Tamtego drżenia nie chciał  ...
Czego się nauczyłam tamtego dnia? Tak. Góry są nie tylko szkołą życia, lecz i umierania. Zrozumiałam to kilka dni później. ... wyszemrały mi to górskie potoki.

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

Piotr Kiewra

Rzeka w Jaworzynce. Czy istnieje nuda?


69. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca

Płynę Jaworzynką w upale wraz z ludzką rzeką ku szczytom. Ktoś za mną, jakaś kobieta, pyta męża: „Dokąd idziemy i jaki to ma sens? Znowu góry i doliny? Nudzi mnie to.”
Zatrzymałam się.
Wiele razy zatrzymywałam się na ścieżce: w połowie drogi, na szczycie, przed szczytem, na polanach, przy stawach, wodospadzie.
Zatrzymywała mnie pogoda: deszcz, śnieg, wiatr.
Zatrzymywały zdarzenia: przygody z ludźmi, ich pytania, ich problemy. Zatrzynywała natura, jej muzyka i taniec, jej tajemnice.
Zatrzymywał mnie głód, wreszcie zatrzymywały mnie znaki …
Zatrzymywał mnie Giewont i Chłopek, zatrzymywało miasto, zatrzymywały ludzkie rzeki, ta na Morskie Oko, ta do Kościeliskiej.
Zatrzymywał mnie pęd ku szczytom tych ludzkich rzek …
Zatrzymywała rzeka słów … i pisanie pamiętnika …
Wiele rzeczy mnie zatrzymywało, ale nigdy nie zatrzymała mnie nuda … Nie wiem, co to jest nuda, ona nigdy u mnie nie zagościła tu w górach.
Nigdy też nie zatrzymałam się na początku drogi …
Dzisiaj, tu w Jaworzynce, zatrzymałam się na początku, przy szałasach …
Co mnie zatrzymało na tak gościnnej i pięknej ścieżce ku cudom, które nie nudzą?
Usiadłam na ławce, rozejrzałam się wokół: wszędzie rzeki, ścieżki w lewo, w prawo, w górę, w dół, ścieżki ku czemuś, albo komuś, ku celom w przestrzeni, ku celom w głowie, ku celom w przyszłości i ku odpowiedziom na pytania, choćby na to najczęstsze, ostateczne, jedyne: Jaki to ma sens?
Nagle zdałam sobie sprawę, że wszystkie te rzeki nie prowadzą do niczego … nie ma celów, nie ma niczego, do czego można dojść, nie ma końca ..
Zatrzymała się u mnie ta rzeka pytań, zatrzymały wszelke rzeki w przestrzeni …
Siedziałam i … tak, sensem jest płynięcie, poddanie się rzece … sensem jest obserwowanie i obserwowanie … i obserwowanie … i obserwowanie …
Jest tylko tego pewna kolejność …
… Najpierw świat …
… Myśl identyfikującej się z „ja” …
… Ten, który obserwuje …
I … tęcza ma już wszystkie siedem kolorów. Czuję - ten znak przyniesie rzeka …

Piotr Kiewra

Dolina Gąsienicowa i Czarny Staw … „I co tu pięknego?”


68. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca

Siedzę na głazie nad Czarnym Stawem i patrzę. Nic we mnie się nie odzywa, bo i ta dolina i staw, góry i doliny, wszystko jest we mnie …
Usiadło obok jakieś starsze małżeństwo: Jak tu pięknie? – mówi ona. A on odpowiada: - I co pięknego, ty tu widzisz?
Przytulam oboje, bo oboje nie wiedzą, co mówią. Ich słowa dzielą. Gdyby to on powiedział: Jak tu pieknie? Ona by powiedziała: I co pięknego, ty tu widzisz?
Oboje umarli dawno temu, teraz tylko się męczą. Umarli, bo skojarzyli miłość z czymś zupełnie innym. Nie przeżyli jej, nie odnaleźli jej i pewnie nie zdążą już odnaleźć. Dlatego ich przytulam.
Są razem, ale męczą i zatruwają sobą świat i góry. Przytulam ich, bo im współczuję. Przytulam ich, by poczuli ją ode mnie, może to im pomoże. Przytulam nie dlatego, by pocieszyć, lecz, by zbudzić, by wstali ze swych grobów …
Nic nie powiedziałam, bo dość już słów w ich życiu, tylko przytulam i daję to coś, co może poczują i odnajdą …
Zapłakali oboje … i przytulili się do siebie, a we mnie, wręcz przeciwnie, są łzy radości …

Piotr Kiewra

Halny w Dolinie Kondratowej


67. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca

Pędzi nas, ludzi, wiele rzeczy. Pędzi nas miasto i jego światła, napędzają władza i pieniądze, pędzi głowa przepełniona pragnieniem, pożądaniem miłości i współczucia, oczarowana porównaniem, obietnicą nagrody.
Pędzimy w góry, zbiegamy w doliny …
Popędza i hamuje strach.
Popędza, lecz i hamuje wiatr.

Halny wypędził wszystkich z gór ku miastu, mnie zbója, odwrotnie, przygnał w góry. Schroniłam się zbójecko zakryta kurtką, kapturem, w Dolinie Kondratowej …
Obserwuję wiatr i jego dzieło wokół, na wierzchołkach: na Giewoncie, Kasprowym, Czerwonych Wierchach i tu w dolinie. Pędzi on chmury, głaszcze nimi szczyty, porusza smrekami jak trawami, kładzie trawy na skale, każe im się do nich przytulać. Mi zrzuca kaptur. Chwieje całą mną, nie tylko tym, co na nogach, ale gdzieś znacznie głebiej. Czuję jakby chwiał się ekran, na którym wyświetlany jest film …
Czuję teraz ten wiatr nie tylko wokół, ale też gdzieś wewnątrz mnie. Układa coś we mnie wg swojego planu, tak jak układa chmury. Przepędza je jak stada owiec, a one mu posłuszne, biegną …
Tak jest we mnie … halny jest we mnie … czuję … też przebiegają posłusznie jakieś wewnętrzne owce, zmienia się cały „stary” porządek.
Jest coś nowego, coś, co nie wiem jak nazwać, jak wyrazić …
Już wydawało się, że jest wszystko jasne, oświetlone, że zniknęły górskie tajemnice i tajemnice duszy, a tu … coś nowego … coś, po prostu „coś” …
Jestem z tym czymś, a halny mi to układa, przestawia, czyści i bałagani, i znowu czyści. Opróżnia, zapełnia i znowu opróżnia.
Czuję, że zbój jest w niebezpieczeństwie. Wyobrażałam sobie, że zbój to ktoś, kto patrzy do środka, a teraz widzę, że jest „coś”, co patrzy od środka i widzi też zbója … jest odwrotnie.
To coś patrzy, nie porusza się, nie ocenia, nie mówi … nic nie robi, nic nie myśli … tylko patrzy … na wszystko się zgadza … wszystkiemu jest na tak …
… jest tak otwarte i puste, że żaden halny nie może temu „coś” zrobić krzywdy. Co tam halny… ani śmierć, ani czas, nic …
Zbój jest w niebezpieczeństwie, bo jest wyobrażony, jest kreacją, tak jak wszystko … tylko „coś” nie jest …
Halny porusza tym, co może poruszyć, a owiewa to, czego nie może. Tak samo woda z deszczu … a inaczej jest ze mną … wiatr i woda mnie przenikają, jakby mnie nie było … Czyli moje ciało jest wyobrażone … góry pewnie też, chociaż nie widzę tego, bo oczy „nie widzą”, tak, oczy nie widzą prawdy, one są projektorami wyobraźni …
Oj namieszał halny …
Wróciłam zmoczona i owiana, i inna, ze świadomością „coś”…
Co zauważyłam? Nie chce mi się pisać … „coś” niczego nie ocenia, niczego nie wyraża, niczego nie dokumentuje …

Piotr Kiewra

środa, 18 lipca 2018

Ze Świnickiej Przełęczy ku wolności

66. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*

Szłam jakaś przygnębiona moim „miejskim” zbójowaniem. Miasto mnie nauczyło, że niczego nie da się przeskoczyć, pokonać, że się po prostu nie da. Nauczyło, bo nie urodziłam się z tym przekonaniem … Miasto nauczyło mnie takich właśnie rzeczy jak – „nie da się”, nauczyło tworzyć, nosić i rozwiązywać nierozwiązywalne problemy …
Przyszłam do Świnickiej Przełęczy z takimi nierozwiązywalnymi łańcuchami, linami, kajdanami. Przyszłam jako niewolnik … spojrzałam w dół i niewolnik powiedział: nie da się. Lecz obudził się we mnie zbójnik i powiedział: pieprzyć miasto, pieprzyć „nie da się” i … poszłam. Już po pierwszym kroku poczułam wolność … tak, pierwszy krok, to cała ścieżka, to cała droga … Nagle zniknęły problemy, cała miejska nauka – zniknął niewolnik.
Głowa to niewolnik. Odzyskać wolność … to zrozumieć … to zrobić uważny krok ku „nie da się” …
Czego innego uczy miasto a innego góry. W mieście króluje cywilizacja,  w górach natura, po Bożemu ułożony naturalny porządek rzeczy. Na nic nie potrzebuję tu planów, wyborów, kompromisów.  
W mieście rządzi lęk, w górach miłość.  
W mieście kieruję się regułami, kodeks, prawem  i moralnością a tu … ufnością.
Tam jestem i muszę być aktorem o tysiącu twarzach, tu widzem, tu mogę być sobą.
W mieście ludzie się modlą, bo to co wewnątrz ich popycha do zrzucania niewolniczych kajdanów,  tutaj na górskich ścieżkach medytują bo nie kalkulują, tu mogą być wolni.
Tu logika i wiele innych rzeczy przestaje być potrzebnych.
W mieście dużo myślą, tu odpoczywają od myślenia.  
Tam gonią siebie i uciekają przed sobą, tu mogą wędrować nie goniąc, nie uciekając - po prostu będąc.  
Tu czują się w pojoju, w mieście są w stanie wojny.
Tam króluje wiedza a tu jesteśmy w raju, wracamy do niego, bo tu oczyszczamy się z wiedzy, bo tu uświadamiamy sobie, że jedyne co możemy zrobić by wrócić do źródła to zwymiotować owoc z drzewa poznania.

No i podziękowałam Przełęczy za to, że ta okazała się ścieżką do źródła. Na niej zrozumiałam ...
*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.

Piotr Kiewra   

piątek, 13 lipca 2018

50 lat tatrzańskich wędrówek

65. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca*

… Chodzę tam, gdzie nie ma ludzi. Znalazłam nazwę dla takich miejsc „zapomniane ścieżki”. Dzisiaj ją wymyśliłam. Uciekłam z Hali Gąsienicowej, bo usłyszałam chyba z dziesiąty raz „ach, jak tu pięknie”. Zadałam sobie pytanie, czy każdy, nawet przygodny wędrowiec, musi mi przypominać, że tu jest pięknie? Uciekłam więc na inną ścieżkę, z Hali w stronę Gęsiej Szyi. Nie spotkałam nikogo, nikt więc nie mówił, że tu pięknie, ale za to czułam, że właśnie tak tu jest.
Już spacerując, a właściwie to przeskakując z kamienia na kamień przez wezbrane potoczki na szlaku, zamoczyłam swoje trampki. Zdjęłam je, ustawiłam na głazie w słońcu, by wyschły, a bose stopy schładzałam w wodzie.
Patrzyłam na bliższe i bardziej odległe górki, cieszyłam się ciszą polany. Przyszedł czas na refleksję: dlaczego uciekłam od ludzi? Pierwsza odpowiedź była taka, że ci ludzie kłamali. Udawali swój zachwyt, chwalili się swoją wrażliwością, swoją poetycką duszą przed innymi, przede mną, a tak naprawdę przyszli tu w góry, by coś zdobyć, by coś znaleźć, by wspiąć się jak najwyżej, by pokonać siebie i ewentualnie nie być słabszym i mniej odważnym od współtowarzyszy wycieczki.
Druga odpowiedź przyszła później: To ja uciekłam, bo moje góry, moje tu wędrowanie to ucieczki od tłumów spotykanych w życiu, w ogóle od życia, które mi się nie układa, jak to sobie wyobrażałam.
Zadałam sobie kolejne: Od czego konkretnie uciekam? Od kradnącej mi mężczyzn mojej urodziwej siostry? Od nieszczerych, nie bezinteresownych mężczyzn? Od pustego mieszkania? Od oceniania świata, ludzi i ich sposobu postrzegania rzeczywistości? Od bycia narzędziem w społeczeństwie?  Od szarej, beznadziejnej codzienności i powtarzania ciagle tych samych czynności? Od czego jeszcze? Od ambicji bycia kimś? …
Może uciekam od szukania samej siebie? Od szukania prawdy i sensu życia?
Wiem, że nic nie wiem …
… Tak, tutaj uciekłam, by niczego nie szukać. By nie szukać w sobie urody, doskonałości ciała, większej wiedzy i mądrości.
A jeśli prawdą jest, że w ogóle uciekam przed tym wszystkim, o co pytam? Oj …
.. Oj, wredna jednak jestem. Taka jest prawda, a odkryłam ją poprzez innych ludzi: Nie kocham Tatr, nie przyjeżdżam tu z miłości do nich, przyjeżdżam tu, bo nie mogę się pogodzić z tym, co spotykam „tam”, bo nie mogę się pogodzić z tym, co było i z tym, co mnie „tam” czeka.
No i płakałam, bo odkryłam, że już nie mam gdzie uciec. Co mi jeszcze zostało?
I może bym jeszcze długo płakała, gdyby nie to, że stopy i nogi mi tak zesztywniały, a to zimno górskiej wody dotknęło mi już prawie oczu i o mało nie zamroziło mi łez. Hihi. Teraz zaczęłam się śmiać. Pobiegłam z powrotem do Gąsienicowej, by się rozgrzać, ale przede wszystkim, by już nigdy nie uciekać: Chyba jednak tam wrócę, nie mam lepszego rozwiązania. …
Jestem na kolejnej mojej zapomnianej ścieżce, w Starobociańskiej Dolinie. Schodzę nią z Bystrej i z Siwej Przełęczy. Odkrywam tu chyba ze sto odcieni zieleni. Tak, życie ma chyba miliony odcieni, a ja poznałam dopiero kilka.
Odkryłam dzisiaj jedno, przyszło przed chwilą: „niczego dzisiaj nie szukałam, a znalazłam to odkrycie”. Dobre i to. Inni znają po prostu zieleń, a ja odkryłam sto jej odcieni.
Za chwilę jednak zdałam sobie sprawę, że nie to odkrycie jest ważne, lecz drugie: znajduję, gdy nie szukam!
Śmiałam się jak dziecko. Tutaj to uszło mi bezkarnie, ale gdy doszłam do Chochołowskiej ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę. - A co mi tam, przecież nią jestem! – pomyślałam i od razu mój śmiech stał się jeszcze głębszy, siegnął dna mojej duszy.
… Spacerowałam dzisiaj w mżawce Doliną Lejową i dalej, aż do Kuźnic, Ścieżką nad Reglami. Przemianowałam moje „zapomniane ścieżki” na „ścieżki zapomnienia”. Dlaczego? Bo na nich wiele zapomniałam. Dzisiaj uświadomiłam sobie, że zapomniałam o swoich pragnieniach, o poszukiwaniu spełnienia, o pragnieniu udoskonalenia się.
Tak, dzisiaj odkryłam, że nie ma już od czego uciekać, bo zniknął mój strach.
Co odkryłam jeszcze? Chyba nic, a to z powodu, że spodziewałam się, iż coś odkryję.
Tylko zapomniałam – dobre i to. …
Jestem na Równi Waksmundzkiej. Nikogo tu nie ma – mnie też, bo napotkane zwierzęta nie uciekały ode mnie, więc nie widziały mnie. Zniknęłam dla świata. Usiadłam na tej łące i przepraszałam góry, za to, że traktowałam je do tej pory myślami i słowami. Godzinę później nie przepraszałam, tylko wyrażałam wdzięczność, bo to one - góry mnie nauczyły zapominać, a później nauczyły znacznie większej sztuki – kochania ...
Tak, ze „ścieżek zapomnienia” wkroczyłam na „ścieżki miłości”.
… Skończyło się moje poszukiwanie. Czuję, że wszystko do mnie przychodzi samo, po co więc szukać. Czuję, że jest odwrotnie niż myślałam, niż wierzyłam. Wierzyłam na „ścieżkach zapomnienia”, że jak się szuka, to się znajdzie. Okazało się, że rzeczywistość jest odwrotna. Wszystko jest odwrotnie. Prawda jest zupełnie odwrotna w stosunku do naszej wiedzy, naszych przekonań, naszych myśli. Prawda jest w sercu i dlatego prawda jest poza słowem. Nie umiem tego inaczej powiedzieć. …
Czytałam wczoraj swoje wcześniejsze wpisy w mojej księdze tajemnic i coś odkryłam. Dzisiaj na tej ścieżce na Małołączniaka przeszły przeze mnie moje wspomnienia, moje odkrycia. I tak po kolei:
Siedzę sobie obok Kobylarzowego Żlebu, w drodze na Małołączniaka. Patrzę na okolicę, na tę dość zamknietą przestrzeń, a mimo to czuję otwartość. …
Usiadłam sobie nad Wielką Turnią, przy Czerwonym Grzbiecie, poniżej Małołączniaka. Patrzę na Giewont, na jego uśpioną rycerskość i czuję, że on tylko pozornie śpi.
Właśnie dlatego, że jest przebudzony, nie wysila się, nie ucieka i nie goni, bo od czego i za czym, bo po co, skoro życie mu przyprowadza tłumy go wielbiących, hihi. Uśmiałam się sama z siebie.
Tak, on jest jak moja urodziwa siostra, za nią też biegają tłumy mężczyzn, ale czy jest szczęśliwa? Ona szuka tłumu, by ją ktoś zauważył i zauważają ją. Ona się tym karmi jak słodyczami, ale chyba jej to nie uszczęśliwia, bo musi to powtarzać codziennie. Słodycze odstawiła, by nie przytyć, ale tego nie chce zostawić … by nie schudnąć. Jej serce jednak chudnie …
Śpiący Rycerz spokojnie czeka i patrzy. Ci wszyscy, którzy go odwiedzają są niespokojni, czegoś im brakuje, czegoś szukają. Niestety, nie są w stanie zrozumieć tam na górze, tam pod krzyżem, że póki szukają, to nie znajdą.
Tę prawdę mogą odkryć na „ścieżkach zapomnienia”, lecz oni po nich nie chodzą, nie przesiadują tam w ciszy, a jeśli na nich są, to chwilę - przebiegają jakby coś ich goniło, jakby uciekali przed …
… Siostra. Od kiedy przestałam jej zazdrościć, przestałam poszukiwać szczęścia, od kiedy przestałam uciekać zdarzyło się wiele. Gonią za mną ci zawiedzeni jej urodą, bo okazała się chwilowa i płytka. Ona to czuje i teraz to ona mi zazdrości. Nie mogę jej pomóc, bo ona nie cierpi gór. Była tu raz – na Krupówkach. Nie podobało się jej, bo głupio by wyglądała tam w szpilkach i w minispódniczce, tak mi powiedziała.
Teraz, po latach, jej mężczyźni przychodzą do mnie, chcą być przyjaciółmi, lecz po paru chwilach … widzę, że się boją mnie, mojej wolności, mojego patrzenia głębiej, boją się tego i uciekają ode mnie, bo czują, że widzę ich strach ...
… Schodząc z Ciemniaka przez Dolinę Tomanową – to moja ulubiona „ścieżka miłości,” a kiedyś „zapomniana ścieżka” – przyszła do mnie odpowiedź, którą lata temu sobie zadałam na jednej z takich ścieżek: Przed czym uciekam?
Tak, uciekałam przed samą sobą. Wszystkie inne odpowiedzi były fałszywe. Nie uciekałam przed światem, przed ludźmi, przed niespełnaniem się pragnień, przed nieszczęściem i cierpieniem powodowanym brakiem nadziei i wiary. Uciekałam przed samą sobą, przed moją miłością. Od świata można uciec, ale od siebie się nie da. Od tysięcy lat ludzie uciekają od życia ku górom, ale tam znajdują siebie …
I drugą rzecz, która do mnie przyszła: Nie znalazłam tego tutaj w górach, bo tutaj też tego nie ma. To jest tylko we mnie. Świat jest tylko naszym lustrem, góry też tym są, a poprzez to, że są tu tak wielkie kontrasty, tak dużo odcieni zieleni, czerni i szarośći, tak dużo ciszy i spokoju, tak dużo natury, to łatwiej tu wniknąć w swoją naturę.
Góry niczego nie uczą, nikt i nic nas nie uczy, bo nie ma czego. Cała nauka, cała wiedza jest w nas. Góry nie obdarowują miłością, one nam oddają naszą. Gdy siebie kochamy, wiernie odbijają naszą. Oddają naszą przyjaźń, zrozumienie, nasze światło i naszą ciemność.
Tak, wspomniałam dzisiaj swoją ciemność na przeszłych ścieżkach, szczególnie w dniu, gdy przemoczyłam trampki (tak się kiedyś chodziło po górach, to piękne czasy, hihi). To była ciemność, prawie noc, to był sen. A włącznik światła był pod ręką, a właściwie to i światło było włączone (hihi, przecież wysuszyło mi moje trampki). Tylko moje oczy wpatrywały się w myśli i słowa, zamiast zaglądać głębiej, zamiast wkroczyć na ścieżkę miłości. …
.. I dzisiaj niczego nie żałuję, nawet tych pięćdziesięciu lat potrzebnych na zdobycie  - odkrycie tego jednego … tej jednej prawdy.
Tak, dzisiaj obchodzę jubileusz. Dokładnie pięćdziesiąt lat temu byłam pierwszy raz w Tatrach. Jednak nie oddałabym nikomu ani jednego dnia z tego półwiecza. Dlaczego?
Bo to piękne ścieżki. Piszę to słowem, wyrażam tym samym jakąś myśl, ale … tego, co tu wypowiadam nie da się wyrazić, bo tego, co czuję, nie można wysłowić, nie można zapisać w pamiętniku.
… Piszę, ale to tylko pisanie, całe moje doświadczenie jest ze mną, tego nie przeleję, nikomu nie dam, bo sama jestem tym doświadczeniem, tym życiem, a ja nim nie rozporządzam. Jest jakaś siła, coś – jakaś moc, jakaś prawda, jest życie i tam są wszelkie …
Nie umiem już pisać, a może i nie chcę, bo, po co? Nikt tego nie zrozumie, póki sam nie doświadczy …

*Teksty napisane na podstawie notatek zawartych w pamiętniku prowadzonym przez kobietę wędrującą samotnie po Tatrach przez prawie sześćziesiąt lat. Po jej śmierci pamiętnik trafił w moje ręce, z sugestią by go wykorzystać w pisanych przeze mnie opowiadaniach.
Piotr Kiewra

poniedziałek, 9 lipca 2018

Historia pewnego zdjęcia: Wszyscy mają rację


Jakiś czas temu odkryłem, że żadna kłótnia nie ma sensu. Nie ma, o co się spierać, bo wszyscy mają rację.
Jest to bardzo głębokie, duchowe, podejście do „całości”.

Jeśli patrzymy na świat, na siebie, na wszystko całościowo, bo taka jest prawda – jest jedna i całościowa, to nie można niczego podzielić, bo wszystko jest nierozdzielne, a dzieli tylko nasz umysł – tak to widzi.
Dzień postrzegamy jako dzień i oddzielną od niego noc. Tak to postrzegamy, ale jest tak naprawdę niepodzielne – jest całością. Tak samo człowiek i wszystko wokół, ale …

Ale miało być duchowo, a robi się filozoficznie.

Przekonałem się o tym, że wszyscy mają rację zamieszczając na facebooku ostatnio zrobioną, plenerową, bardzo wiosenną fotkę.
Lubię takie motywy i często je gdzieś wynajduję. Ta fotka odzwierciedla całość i ta fotka również potwierdza, iż wszyswcy mają rację … może nie sama fotka, ale jej zestawienie z komentarzami, które pojawiły się od różnych ludzi.

Otóż tak mi się podobała, iż nie umiałem jej zatytułować, więc przyznałem się do tego, że nie potrafię i …

Ludzie zaczęli fotkę komentować … każdy po swojemu próbował ją opisać/

Gdy się nazbierało tych komentarzy kilkanaście uświadomiłem sobie, że wszyscy mają rację. Każdy człowiek, co innego widzi, inny fragment rzeczywistości, każdy patrzy przez swoje własne filtry: wychowanie, wiedzę, charakter, światopogląd itd. Ale każdy z nich dotyka jakiegoś wymiaru, który jest częścią tej całości.

Otóż:
  • Ktoś, jeden i drugi, jest materialistą - realistą i widzi tam dokładnie to, co tam jest: drzewo, pole rzepaku, błękit nieba. Widzi przedmioty, kształty i kolory.
  • Ktoś inny widzi przetrzeń.
  • Ktoś jest politykiem i widzi w tamtejszych kolorach flagę Ukrainy.  
  • Ktoś inny nie komplikuje i widzi, że: „Świat w swej prostocie jest najpiękniejszy”.
  • Ktoś postrzega, że „Bajkowo to wygląda. No i pszczoły mają, co robić, a my z tego mamy pyszny miodek”.
  • Inny komentarz: „Spokój myśli i ukojenie dla oczu i duszy”.
  • Ktoś, w kim jest jakieś niespełnienie, niesfinalizowane pragnienie spełnienia się, bycia szczęśliwym z powodu innych ludzi, postrzega tam: „Samotność”, inna osoba wręcz przeciwnie widzi „Urok samotności”, a jeszcze inna zauważa, że „Samotność nie musi być przykra, jeśli na wyciągnięcie ręki ma radość.”
  • Kolejny materialista i ktoś głodny dostrzegł tam „hektolitry oleju”.
  • Ktoś kontemplacyjny, czy nawet medytacyjny uznaje, że „Czasem wystarczy tylko popatrzeć”.
  • Inna osoba, zwolennik natury, osoba w dużej mierze przebudzona duchowo czuje, że jest tam: „Cisza, spokój, radość, życia, ukojenie. Szkoda tylko, że potem jest to „rund upem” spryskane i my to jemy”.
  • Ktoś u kogoś dominuje serce nad głową, nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął i zamieścił emotikonę uśmiechu, a ktoś podobny pyta: „Czujesz ten zapach???? Mmm”.
  • Ktoś nieszczęśliwy i dostrzegający wszędzie nieszczęścia zauważa: „Biedna nasza ziemia”.
A oto kilka innych spostrzeżeń:
  • „Unikalny okaz wśród pospolitości”.
  • „To ja wśród kwiatow”.
  • „Może, morze rzepaku”
  • „Samo piękno”
  • „Samotność wśród piękna”.
  • „Inne nasiono”.
  • „Najzdrowsze drzewo swiata”.
  • „Urok wiosny!”
  • „Cudownie!”
  • “The beauty of nature in open space!”

To nie jest jeden obraz, jest tu wiele obrazów, jest tu wiele światów. Każdy człowiek ma swój własny, indywidualny. Każdy człowiek jest inny, ma inny umysł, inaczej postrzega świat, bo inaczej postrzega siebie. Inne są w nim emocje, inne myśli, inne oceny, inne wartości. W każdym z nas jest inna wrażliwość, inny sposób wyrazu, bo jest różna przeszłośc, rózne doświadczenia, rózne wychowanie, różny poziom wiedzy.

No i najważniejsze: każdy z nas jest na innym etapie duchowego rozumienia siebie. Część ludzi identyfikuje się tylko z rozumem, część poszła dalej i więcej czuje niż myśli, a część jest jeszcze wyżej …

Mamy inne serca. W każdej chwili, w tej samej rzeczywistości, inne w nich rodzą się uczucia.

To co nas w takim razie łączy?
Dusza – obserwator. Ona nie ocenia. Jest uważna, wrażliwa, po prostu widzi. Patrzy i widzi.

I wszyscy mają rację.
Ten obraz odzwierciedla świat, jest jego miniaturą, ale i odzwierciedla człowieka, jego naturę, jego konstrukcję, jego poziom znajomości siebie. Pokazuje z czym się identyfikujemy, któremu pierwiastkowi jesteśmy bliżsi, czy umsyłowi, a więc materii, uczuciom, czy duszy, naszej prawdzie.

Odkrycie tego, zauważenie siebie, odcinka drogi, w którym aktualnie jesteśmy jest ważne, bardzo istotne dla każdego.

Pozwala zobaczyć …  
Inspiruje, by ruszyć we właściwym kierunku.
Inspiruje, by poszukiwać z większą intensywnością, by zrozumienie nie było tylko płytkim zrozumieniem mentalnym …

I dlatego to publikuję – dla siebie.

A Ty co widzisz na tym zdjęciu – teraz?

Piotr Kiewra