czwartek, 10 maja 2018

Zagubiona nauczycielka na Gęsiej Szyi

37. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca

Jestem w Tatrach pierwszy raz jako emerytka. Szkoła została. Jestem wolna …
Kontemplowałam sobie moją wolność po schodach z Rusinowej na Gęsią Szyję, gdy przyłączyło się do mnie jakieś międzynarodowe towarzystwo. Odpowiedziałam im na jakieś ich pytanie, no i zaczęła się lawina kolejnych.  Wszystkie górskie, więc na temat, mimo, że w różnych językach. Prowadził ich ktoś z Polski, ale chyba ani be, ani me w temacie gór, ani w obcym języku … więc przykleili się do mnie. To chyba skandynawowie, ale angielsko-języczni.
No i uczyłam.
Na Gęsiej Szyi myślałam, że pójdą z powrotem, a oni, nie, chcą iść za mną. No to ok., idziemy dalej, w kierunku Hali Gąsienicowej.
Uświadomiłam sobie, że nie jest tak łatwo uwolnić się od nauczania, hihi.
No i wśród tych pytań i odpowiedzi, i całego tego hałasu, przeoczyłam, gdzieś w okolicy strumienia znak na drzewie i zamiast skręcić w prawo, prowadzę ich prosto. A tu ścieżka coraz węższa, coraz mniej śladów, no i w końcu wpadłam, że prowadzę ich fałszywym tropem. No i … musiałam się przyznać, że kiepska ze mnie nauczycielka życia, kiepski przewodnik … Zawróciliśmy i weszliśmy nad strumieniem na właściwy szlak.
Ten dzień nauczył mnie jednego … Jest we mnie nauczycielka. Nie porzuciłam jej. Jest chęć pouczania, prowadzenia, wymądrzania się, radzenia, czyli wtrącania się w nie swoje sprawy. Lecz kim ja jestem, by nauczać? No właśnie, kim. Nauczając psuję … Mój błąd jako przewodniczki mi to pokazał.
Koniec z nauczaniem!
Lecz, czy to takie proste jak te słowa? Życie pokaże.

Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane