poniedziałek, 28 maja 2018

Nowe buty

48. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Spotykam ludzi na szlaku: radosnych, biegnących, ale i płaczących, cierpiących, których nogi „nie chcą” nieść. Ci najczęściej płaczą i cierpią, bo … mają nowe buty.
Spotkałam dzisiaj parę, w której taka własnie przygoda z nowymi butami się przytrafiła. Kobieta płacze, bo porobiły jej się bąble i nie może już iść. Zawrócili ze swojej ścieżki, zrezygnowali z ambitnych planów, ale przecież jeszcze trzeba zejść, dotrzeć do kwatery, a tu szmat drogi przed nimi …
No to mówię do niej: - No to zdejmij buty! Idź na boso!
Ona, że się nie da, bo to przecież góry, kamienna ścieżka, woda, głazy, szyszki na leśnej ścieżce, no … że się nie da. Wtóruje jej mąż.
A ja mówię, że się da i zdejmuję swoje kierpce … dopiero teraz zauważyli, że nie idę w butach przeznaczonych na „wojnę z górami”, lecz w lekkich kierpcach, ale równie dobrze mogę pójść na boso.
Usiedliśmy na głazach. Chwilę się zastanawiała … zdjęła buty i … postawiła parę kroków po ścieżce z kamienia, po ułożonych w poprzek i wzdłuż palach, po piasku i drobnym żwirku i … przestała płakać.
Ruszyliśmy dalej … Niosła cały czas buty w rękach. Po jakimś kilometrze, zatrzymała się i … włożyła buty do plecaka, lecz po chwili pyta, a co będzie jak spotkamy ludzi na ścieżce … Odpowiadam, że nic nie będzie, bo przecież chodzimy po górach dla siebie, a nie dla kogoś. Nie zaspakajamy czyichś potrzeb, nikt nie odczuwa naszego bólu, ani naszej przyjemności … tylko nasza stopa się liczy … No i … zdejmuje buty jej mąż …
Doszliśmy do potoku. Pochlapaliśmy się bosymi stopami w nim jak dzieci i szliśmy dalej. Gdy ścieżka się skończyła, gdy pojawił się przystanek dla busów w kierunku miasta … zawróciliśmy, by … pochodzić jeszcze boso po górach …
Kobieta i mężczyzna mówią do mnie, iż jeszcze nigdy nie przeżyli gór tak pięknie i tak, głęboko, tak przyjemnie, jak dzisiaj. Owszem, nieprzyzwyczajone stopy, czują wszystko, z czym się dzisiaj spotkały, ale dzięki temu to wszystko bardziej przeniknęło do nas, było nam bliższe, poczuliśmy pierwszy raz w życiu, że istnieje energia, która przepływa przez stopę, jeśli nie jest obuta, jeśli nie jest odizolowana od natury, od gór.
Patrzą na moje stopy, a ja im opowiedziałam, że chodzę w różnych butach w zależności od ścieżki: kiedyś w trampkach, bo takie były dostępne i tanie. Nieraz kicam po kamieniach w kierpcach, które kupuję od górali. Jeśli ktoś mnie spotyka na kamiennych chodnikach, ścieżkach zatopionych w potokach, na asfalcie, leśnej, płaskiej, trawiastej ścieżce, to widzi, że kicam na boso. Gdy się wspinam, gdy wchodzę, a przede wszystkim schodzę stromą ścieżką, gdy maszeruję po piargach i żwirze, chodzę w górskich butach. Lecz, tak myślę, w tych ostatnich raczej chodzę, by być w zgodzie z modą, by nie kłuć w oczy i w przekonania wyznawców teorii, że tylko takie buty dają poczucie bezpieczeństwa. Według mnie jest to tylko poczucie, moje fakty są inne.
Doświadczyłam, że kierpce, trampki, czy bosa stopa zapewniają większe bezpieczeństwo, bo się góry bardziej przez nie czuje. Raz, że jestem bardziej ostrożna, bo przecież ból stopy mi oznajmia, że balansuję po krawędziach, że pcham się na ścieżkę dla kozicy, a nie dla człowieka. Między moją stopą na cienkiej podeszwie, np. w kierpcach, lub na boso jest lepszy przepływ informacji niż w butach z grupą podeszwą. W takich butach czuję się jak człogista w czołgu, bezpieczna, ale nie wolna, nie swobodna. Stopa zamknięta w takiej zbroi
nie podziela tej przyjemności, którą ma całe ciało, serce i dusza z obecności na górskiej ścieżce. Bardziej zniechęca do wędrowania, szybciej męczy. Tak, ktoś kto ma wyćwiczone stopy w zgodzie z naturą, tak jak moje, to one nie męczą się na nierównościach, na skałach, w niestabilnym terenie.  
Gdy zaczynałam wędrować były trampki, takie „nizinne”góralskie kierpce. Nogi nie cierpiały, bo chodziło się prawie jak boso.
Były i bywają sandały, na asfalcie, na dojściowych fragmentach szlaków, na płaskim.
Później były solidniejsze buty. Pamiętam nazywały się zuchy. Noga cierpiała bardziej i wraz z postępem, coraz bardziej, bo zawsze była wdzięczna, gdy została bez buta.
No i już całkiem niedawno kupiłam sobie - uległam reklamie i argumentom znawców, że solidne buty to bezpieczeństwo i wygoda i jeszcze różne tam takie dyrdymaly. Guzik prawda.
Bezpieczeństwo bierze się z uważności, a nie od buta. Im bardziej ufasz butom tym ... częściej się mylisz. Kierpce, ponieważ dają wolność stopie, nie męczą jej, bo dają jej „się zmęczyć”, a taka stopa jest uważna i zawsze gotowa i jest wycwiczona i jest sprawna, jest silna. To wszystko czuje reszta ciała.
No właśnie w czym chodzili górale? Przecież nie w markowych butach z wibramem i goratexem.  
Bezpieczeństwo bierze się z ufności do wyćwiczonego ciała, z uważności, a nie z wiary w materię: ubiór, buty, i o to chodzi, tego sama doświadczyłam. Nie zawierzyłam sprzedawcom, lecz sobie.
Dzisiaj praktykuję tak, że buty górskie są w plecaku, lub wiszą na sznurkach, a gdy uznam, że są potrzebne, ubieram, lecz później, tak szybko, jak to tylko możliwe, uwalniam się z nich.
Wróciliśmy boso przez miasto. Nasze buty nieśliśmy w rękach. To taki mały kompromis z opinią publiczną …

Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane