środa, 25 kwietnia 2018

Staruszek na Orlej Perci

26. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca
Idę dzisiaj częścią Orlej Perci, od Koziego Wierchu do Skrajnego Granata. Na Kozim Wierchu posiedziałam, jak zwykle, w swoim orlim gnieździe. To dobry punkt obserwacyjny. Gdy ruszyłam dalej dołączył do mojego czerwonego szlaku, z czarnej ścieżki z Pięciu Stawów, ktoś, jakiś dziarski człowiek, dość staroświecko ubrany. No i szedł te kilkadziesiąt kroków przede mną. Najbardziej dziwiły mnie jego sandały i kapelusz z szerokim rondem. Szedł pewnie, prawie w podskokach, mimo, że to przecież szlak dla orłów. W Żlebie Kulczyńskiego zjechał sobie po gładkiej skale żlebu jak na sankach, na czterech literach, a na komin w Czarnych Ścianach wdrapał się jak amerykańska puma z Yellowstone, hihihi. A ja cały czas nie spiesząc się, nie próbując go dogonić, ani zgubić, idę tych parędziesiąt kroków za kapeluszem z szerokim rondem.
Kapelusz się od czasu do czasu zatrzyma, popatrzy w lewo, w prawo, zrobi głebszy oddech, popije wody z butelki wyjętej z kieszeni spodni i maszeruje dalej … Tak, to typowy turysta, jak ja – czynności wszystkie te same, hihihi.
Kapelusz mija Zadni Granat i znowu popatrzy, popije i śmiga dalej, na kolejnym Granacie to samo, a na Skrajnym się zatrzymał, dokładnie w moim orlim gnieździe (tak naprawdę nie moje – parkowe, publiczne, ale „moje” bo lubię z tego miejsca się rozejrzeć i „chwilę” pobyć).
Podchodzę bliżej, człowiek w kapeluszu zobaczył mnie, zdjął kapelusz i ukłonił mi się w pas. Patrzę ci ja na niego, a to … staruszek. Nigdy bym nie pomyślała …
Ucieliśmy sobie pogawędkę. Okazał się starym warszawiakiem, z taką wyraźnie warszawską wymową, przedwojennym turystą, który nawet kilka dni pomagał góralom i księdzu Gadowkiemu budować ten szlak … - Ale  - mówi - nie było tu dziewczyn i mi się znudziło. Miałem wtedy siedemnaście lat, a udawałem dwudziestolatka. Ileż to już lat temu? No tak, sześćdziesiąt. – policzył.
Mówię do niego: - Chciałabym tak śmigać po górach, gdy dożyję tych lat! – a on mi w odpowiedzi: - Będziesz dziecko moje, ale bywaj tu, co rok. Te ścieżki cię podtrzymają i w zdrowiu, i na duchu. Tylko tu, co rok bywaj, dziecko moje!
Przypomniałam sobie mój dawny wpis o starcu w Tatrach. Zapamiętałam, co powiedział …  i bywam. Dzisiaj mam tyle lat, co on wtedy i bywam. Z tej okazji powtórzyłam „naszą” trasę i ubrałam sobie słomkowy kapelusz z szerokim rondem. I też jacyś młodzi ludzie mnie gonili i w moim orlim gnieździe się dziwili, że babcie też chodzą po orlim szlaku. A no chodzą, chodzą. Bywają tu co roku …

Piotr Kiewra    

2 komentarze:

  1. Dzień Dobry ! . W roku około 1994/5 dość dużo "biegałem" po Tatrach i właśnie na Koziej spotkałem starszego Pana w ubraniu koloru khaki w kapeluszu i jakby laseczką/kijkiem, zamieniłem z nim kilka słów - miał 74 wiosen !. Ja, wtedy +/- 20 parelatek byłem dość zmachany. Pan z uśmiechem polecił mi krótki odpoczynek, a sam poleciał dalej ... . Super gość. Dziś mam dorosły wiek i mam nadzieję, że jeszcze trochę przejdę... jak ten Starszy Pan :) . Maciek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane