niedziela, 15 kwietnia 2018

Co się wydarzyło w drodze na Przełęcz Krzyżne po 40 latach?


20. Tajemnice pamiętnika samotnego górskiego wędrowca


Gdy dostałem ten pamiętnik, w załączonym liście było przyzwolenie na wykorzystanie go w sposób, jaki uznam za stosowny, a później miałem go spalić. No i korzystam dzisiaj z tego zapisu. Otóż znalazłem w nim dwa różniące się datą wpisy, prawie tej samej treści, lecz dzieli je czterdzieści lat. Pierwszy zapisek z połowy lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku, drugi sprzed dziesięciu lat, zapisany już u schyłku życia autorki pamiętnika. Kilka zdań w obu tych wpisach zmieniło swoją kolejność i wyszła z tego opowieść podkreślająca zmiany, jakie zaszły w naszej obyczajowości na przestrzeni ostatniego półwiecza.

 „Niby nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, lecz są wyjątki. Gdyby to się zdarzyło komuś innemu, nie uwierzyłabym, ale to mi przydarzyło. No dobrze, więc … po kolei”.

(Powyższe zdanie jest dopisane z boku, na marginesie, więc na pewno po owych 40 latach).

Spakowałam mapę, założyłam plecak i wstałam, by ruszyć na swoją trasę, gdy usłyszałam za sobą dziewczęcy głosik: - Proszę pani, gdzie pani idzie? To znaczy, na jaką trasę?

Odwróciłam się i ujrzałam małą, kilkunastoletnią dziewczynkę. Zamiast odpowiedzieć, zapytałam: - A czemu pytasz?

- Bo chciałabym z panią pójść.

- A dlaczego miałabym cię zabrać ze sobą? Zgubiłaś mamę i tatę?

- Nie, proszę pani. Rzucił mnie chłopak i zostawił mnie samą tu w górach, a poza tym … ja mam już ponad szesnaście lat i nie mam mamy i taty. Oni mnie też pozostawili, gdy byłam mała. Byłam u babci, ale ona też … odeszła, to znaczy umarła niedawno … I zostałam dziewczyną tego chłopaka, mego sąsiada, ale on sobie poszedł, bo nie chciałam tego samego, co on … Pokłóciliśmy się i sobie poszedł. – słuchałam jej historii bliska łez. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, więc padło tylko: - Idę na Krzyżne. Zabiorę cię. Chodźmy!

Ruszyłyśmy do lasu, spod Murowańca.

- Proszę pani, mój chłopak zabrał mi moje kanapki i moje picie, bo miał w swoim plecaku, czy … - chciała zapytać mnie nieśmiało, ale zanim skończyła, powiedziałam:

- Tak, podzielę się z tobą, a jak zabraknie nam czegoś, kupię w schronisku w Pięciu Stawach. Powiedz mi, czy jesteś pierwszy raz w górach?

- Tak, proszę pani. Jestem pierwszy raz. Rano przyjechaliśmy pociągiem, a wieczorem mieliśmy wracać, ale mój chłopak chciał, byśmy tu zostali na noc, gdzieś u górali, ale ja się nie zgodziłam, więc odszedł.

- Czemu ciągle nazywasz go swoim chłopakiem, przecież odszedł? – zapytałam zdziwiona. 

- Nie wiem, proszę pani. Chyba tak z przyzwyczajenia.

Szłyśmy powoli w kierunku celu naszej wyprawy. Rozmawiałyśmy po drodze. Opowiedziała mi historię swojego życia. Uznałam, że jak na tak dużo jego trudów, które ją dotknęły, radzi sobie całkiem dobrze. Co zauważyłam? Że jest bardzo pogodna i bardzo wrażliwa. Zachwycała się każdym górskim widokiem, każdym napotkanym kwiatkiem, przelatującymi nad naszymi głowami, odlatującymi bocianami. Oczywiście jak na wiejskie dziecko była nad wyraz sprawna i nie miała w sobie żadnego lęku, nie bała się wysokości, przepaści, skakała w swoich trampkach jak kozica.

Gdy spotkałyśmy tuż za Czerwonym Stawkiem świstaki, nie mogła się od nich oderwać. Obserwowała je z daleka, mówiła do nich i płakała, gdy musiałyśmy wreszcie ruszyć dalej.

Zapytałam ją: - Ty jesteś dziewczyną ze wsi, twój chłopak, sąsiad, też, a z tego, co się orientuję, to raczej dziewczyny i chłopcy z tego środowiska rzadko jeżdżą w góry. Kto wymyślił ten wyjazd?

- Mój chłopak, proszę pani. On tylko chwilowo jest moim sąsiadem. On jest z miasta, z dużego miasta, z Krakowa i często jeźdźi w góry, razem z kumplami ze studiów. A w mojej wsi ma rodzinę i przyjechał na wakacje, by popracować u wujków. A ja myślałam, że pani idzie już do domu, dlatego spytałam, gdzie pani idzie.

Szłyśmy dalej. Dziewczyna opowiadała mi o chłopaku, o rodzicach, o babci, i o … wierszach, które pisze. Mimo, jej wiejskich nawyków, szcególnie w mowie, była nad wyraz inteligentna i na swój sposób mądra. Czemu się nie dziwiłam, bo przecież życie uczy mądrości. Im człowiek bardziej samotny i opuszczony przez innych, tym szybciej dojrzewa, tym więcej w nim życiowych doświadczeń, a przeciez życiowa mądrość jest ich sumą.

Gdy wspiełyśmy się na Przełęcz, znałam już nie tylko historię jej życia, ale i z tuzin jej wierszy. Naprawdę mi się podobały, była w nich głębia i wielka spostrzegawczość, wielka ufność do świata i do ludzi, wielka miłość do przyrody, kwiatów, ptaków, wszelkich zwierząt. Na samej Przełęczy obie popłakałyśmy, tak nas zachwyciły te widoki, to bogactwo krajobrazu, i w ogóle wszystko. Ja nie umiałam tego wyrazić słowami, a moja młodsza towarzyszka za to, ułożyła na prędce, ze dwa całkiem zgrabne wierszyki.

No i tak nam minął dzień. Nakarmiłam ją, napoiłam, kupiłam bilet na pociąg i wysłałam ją do domu, do jej pustego, smutnego domu. Gdy odjechała, znowu popłakałam. …


- 40 lat później –


  na ławce naprzeciwko mnie, przy schronisku Murowaniec, na Hali Gąsienicowej, przysiadł się niski, o blond włosach, skromnie, nie markowo, ubrany chłopak i zapytał mnie ni stąd, ni zowąd:

- Proszę panią, gdzie się pani wybiera? Na jaki szlak, jeśli mogę zapytać?

- A czemu pytasz, młody człowieku? – zapytałam odruchowo.

 - Bo jeśliby nie miała pani nic przeciwko, to bym pani potowarzyszył. Pani idzie sama, ja też, tak się składa. A gdyby szła pani na Przełęcz Krzyżne, to już się na pewno pani ode mnie nie uwolni. – powiedział usmiechając się szczerze.

- A czemuż to, akurat na Przełęcz Krzyżne chciałbyś pojść i to ze mną?

- Nie wiem, czemu akurat panią o to proszę, tak mi coś wewnątrz mnie podpowiedziało. A poza tym, miałem tam iść z pewną dziewczyną, ale właśnie mnie rzuciła, to znaczy … - przerwałam mu:

- Poczekaj, poczekaj no chwilkę, daj, niech pomyślę. Rzuciła cię dziewczyna, powiadasz? No dobrze, idziemy na tę Przełęcz Krzyżne. Naprawdę chętnie z tobą pójdę, pod warunkiem, że mi wszystko opowiesz po drodze. Zgoda?

- Zgoda, proszę panią.

Ruszyliśmy i chłopak całą drogę opowiadał mi o sobie, o swojej rodzinie, o mamie, o tacie, który ich porzucił. Jeszcze raz o mamie, która niedawno umarła. O wierszach, które pisze. I o dziewczynie, z którą się umówił, z jakiegoś portalu. Pisali ze sobą ze dwa lata. Postanowili się spotkać właśnie tu, na Hali Gąsienicowej, właśnie dziś i mieli iść zgodnie z jego sugestią na Przełęcz Krzyżne. Lecz dziewczyna, gdy się się spotkali, uznała, iż on jest za niski, za mało przystojny i za skromnie ubrany. Powiedziała to tak bezceremonialnie i sobie poszła. I tyle.

- Powiedz mi, dlaczego akurat na Przełęcz Krzyżne chciałeś ją zaprowadzić? – spytałam ciekawa.

- Bo mama mi o tej Przełęczy opowiadała. Kilkadziesiąt lat temu tu była z jakąś kobietą, gdy rzucił ją chłopak. Spotkała wtedy świstaki i napisała kilka wierszy … - chłopak opowiadał, a mi się nogi ugięły i o mały włos upadłabym.

Natychmiast jednak on doskoczył do mnie, podtrzymał mnie pod rękę i zapytał wystraszony:

- Co się pani stało?

- Nic mój drogi chłopcze. Przypomniałeś mi historię twojej mamy, z którą kiedyś tę trasę razem przeszłyśmy, gdy rzucił ją jej chłopak.

Rzuciliśmy się sobie w objęcia i oboje płakaliśmy.

Postanowiłam mu pokazać Czerwony Stawek, świstaki, które tam mieszkają i Przełęcz Krzyżne, ze wszystkimi cudami, które stamtąd można doświadczyć okiem, słuchem, sercem i duszą. On ją znał z opowiadań swojej mamy, teraz doświadczył tego sam.

Patrzył to na góry, to na mnie.

Gdy zeszliśmy na dół, gdy żegnaliśmy się w Palenicy na przystanku, podziękował mi za ten piękny dzień i za tamten, którego doświadczyła jego mama. Często mu mówiła: „Mimo, że rzucił mnie mój chłopak, to był najpiękniejszy dzień mego życia. Jeśli, ci się zdarzy kiedyś jakieś nieszczęście, to przeżyj ten dzień z uśmiechem do końca, bo wszystko się zawsze może jeszcze odmienić”. I proszę panią – to mi się właśnie przydarzyło. Dziękuję!


Do dzisiaj, gdy wspominam te dwie historie, których doświadczyłam, mam dreszcze. Nikomu ich nie opowiadam, bo przecież i tak nikt w to nie uwierzy. To tyle.


Piotr Kiewra

3 komentarze:

  1. Kiedy wydarzenia rzeczywiste tak silnie przybierają formę nieprawdopodobnego snu na jawie, kiedy wydarzenia rzeczywiste tak silnie skupiają całą twoją uwagę na sobie, zatrzymaj się, sprwadz, gdzie była twoja uwaga skupiona nim to wydarzenie ją przekierowało i jak czuje się twoje ciało, jak płynie w nim właśnie energia, a następnie podejmij na tej podstawie intuicyjnie decyzję, gdzie chcesz by była teraz twoja uwaga skupiona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na moje oko te Osoby pojawiły się by Autorka nie pozostała sama na szlaku, by nie doświadczyła bycia samą ze sobą na szlaku. Możliwe, że bała się wewnętrznie wędrowania samotnie i te Osoby uratowały ją od tego strachu. Potwierdzeniem tej intuicyjnj teorii byłby fakt, że zewnętrznie odbywało się ratowanie kogoś w smutnej sytuacji. Oczywiście to tylko takie moje przypuszczenia. Gdybym była Autorką, to przy kolejnej takiej sytuacji podjęłabym przeciwną decyzję, a jeśli obawiałaby się, że tym potrzebującym nikt oprócz niej by nie pomógł, to zapewniam, że na jej miejsce znajdzie się zawsze inny pomocnik, tak to obserwowałam i doświadczałam na mojej drodze.

    OdpowiedzUsuń
  3. piękna historia pełen łez i wzruszeń, pozdrawiam i tak góry są magiczne

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane