poniedziałek, 3 marca 2014

Aniołki nad Doliną Cichą

Anioł to ktoś, kogo Bóg ci zsyła
niespodziewanie i nie dla zasługi,
by mógł tobie w ciemności
zapalić kilka gwiazd.





Phil Bosmans




Usiadł na kamieniu przy samym brzegu stawku w Kuźnicach, tuż przy drewnianym mostku nad Bystrą. Szum Bystrej był na tyle duży, że zagłuszał tumult przyjeżdżających busów, oraz wysiadających ludzi.
Część przybyłych podążała natychmiast, by ustawić się w długim sznurku oczekujących na wjazd kolejką na Kasprowy Wierch. Pozostała część przechodziła po mostku, tuż za jego plecami, zatrzymując się przy parkowej kasie. Jeszcze dalej, po prawej, gdzie zaczynają się znakowane kolorami ścieżki do Kondratowej, na Halę Gąsienicową, na Kasprowy przez Myślenickie Turnie, na Nosal, stały grupki turystów i co chwilę, któraś z nich wyruszała na wybraną trasę.


Kamień na którym siedział, otoczony był płytką na kilka – kilkanaście centymetrów wodą, krystalicznie czystą, chłodną, w której przyjemnie zanurzyć dłonie, przemyć spoconą twarz. Te zabiegi przydadzą się jednak dopiero w drodze powrotnej, gdy wszyscy będą schodzić wieczorem ze swoich ścieżek. Czynił to już wielokrotnie i pamięta jaką przynosi to ulgę, jak poprawia samopoczucie, nawet wtedy, gdy zanurzy się tylko dłonie.

Nad stawkiem unosiła się jeszcze poranna mgiełka. Za jego plecami Bystra jeszcze szaleje, grzmi, łoskocze, pędzi, natomiast tuż za mostkiem rozlewa się w płytki stawek i traci już swój rozpęd, ucisza się. Jednak tylko na parę minut – tak jak odpoczywający turysta, który wkrótce po złapaniu oddechu, po chwili wygrzewania się w słońcu, po rozejrzeniu się dookoła, zaczyna swoją dalszą wędrówkę. Tak samo woda, tym razem już złapana w uregulowany kamienną rynną potok, rozpoczynający się małą kaskadą, przyspiesza i z szumem spada coraz to niżej, znacznie wyprzedzając turystów idących równoległym do niej Bulwarem Słowackiego.

Przyszedł piętnaście minut wcześniej. Pozostawił na kamieniu obok znak rozpoznawczy, czarno-czerwony plecak. Właśnie przy tym mostku, nad stawkiem, na kamieniach wyznaczył miejsce spotkania. Nie wiedział jednak … z kim. Miała to być jedna ze znajomych z facebooka. Kiedyś poprosiła go, by zabrał ją na wyprawę w wyższe partie Tatr, ponieważ, tak jak powiedziała, do tej pory poznała jedynie kilka dolin. Zainteresowały ją filmiki zrobione przez niego w Tatrach i publikowane na YouTube oraz w grupie poświęconej górskim wędrówkom. Później kontaktowała się z nim na czacie ustalając szczegóły i termin wspólnej wyprawy. Planowała jeszcze kogoś zabrać ze sobą.
Umówili się na dzisiaj. Zdecydował, że gdyby się nie pojawiła, pójdzie na Czerwone Wierchy sam. Poczeka jeszcze trochę i pójdzie.
Czekał więc dalej. Mgiełka nadal snuła się tuż nad lustrem wody. Zapowiadał się piękny dzień. Słońca o tej porze dnia jeszcze tu nie widać, ale za to widać piękny błękit nieba od spodu okrojony zielenią okolicznych smreków i szarością skał Nosala. Wszystko tu blisko – na wyciągnięcie ręki.
Jak zwykle w takich sytuacjach, wśród uroków gór, górskiej przyrody, jednostajnego szumu wody, w oczekiwaniu na pierwsze tu z rana promyki słońca, zadumał się.

- Dzień dobry! – usłyszał pewny siebie dziecięcy głosik. Po sekundzie natomiast bardziej nieśmiały, ale za to dorosły głos, zapytał – Czy to ty, Piotrze?
Wyrwany z chwilowej medytacji, odwrócił się i ujrzał stojące metr od niego dwie turystki, bardzo do siebie podobne i gdyby nie to, że jedna była wyższa i starsza, a druga może dwunastoletnia dziewczynka, to można by rzec – dwie krople wody. Obie w jednakowych, czerwonych polarowych bluzach, też jednakowych, czarnych, sięgających tuż za kolana spodniach, i w jednakowych butach. Na plecach takież same – oczywiście – plecaki.
Spoglądał na nie próbując sobie przypomnieć skąd może je znać i … przez parę chwil nic nie odpowiedział.
- Dzień dobry! – tym razem chórem, jeszcze raz powiedziały obie panie – jestem Monika, a to moja córka, też Monika. Znamy się z facebooka. Prosiłam cię, byś nas zabrał na wycieczkę w góry, pamiętasz.
- Dzień dobry! Tak pamiętam, ale … nie spodziewałem się spotkać …, nie myślałem, że zobaczę … Anioły – odpowiedział nadal zaskoczony. Po chwili dodał -Tak to ja, Piotr. – Wstał, zeskoczył z kamieni na trawę, podał rękę, lecz po chwili otworzył ramiona i przywitał się z nimi uściskami, jakby je znał od dawna.
Jeszcze raz spojrzał na nie i powiedział:
- Dzień dobry „Aniołki”! – Starsza z nich uśmiechnęła się jakby zrozumiała dlaczego je tak nazwał. Natomiast młodsza, odpowiedziała: – Panie Piotrku, mama mnie tak nazywa, skąd pan wie?
- O, to długa historia – odpowiedział Piotr z tajemniczym uśmiechem. – Muszę się zapytać twojej mamy, czy mogę ci powiedzieć – zażartował. Mama skinęła głową.
- Otóż zostaliśmy z twoją mamą znajomymi na facebooku, ale mama na swoim profilu zamiast fotki wstawiła jakąś maskę. Gdy zapytałem, dlaczego, odpowiedziała: „Moja zewnętrzna powłoka nie dorównuje memu wnętrzu”, więc jak was ujrzałem, waszą „niebiańską” urodę, to od razu byłem pewien, że spotkałem Aniołki.
Młodszy Aniołek lekko się zawstydził, pewnie pierwszy raz potraktowany takim komplementem. Dziewczynka na chwilkę się odwróciła, coś „porobiła” chusteczką w okolicy oczu i po dobrej minucie spojrzała na niego szeroko otwartymi, pięknymi oczami, pełnymi przychylności.
- No to jak, Aniołki, ruszamy w góry? – zapytał.
- Ruszamy.
- Ale …, czy jesteście przygotowane, moje drogie panie?
- Tak panie Piotrku, mamy w plecaku wszystko to, co było na liście, którą pan przysłał. – odpowiedział młodszy Aniołek.
- Tak lista, to lista, ale ważniejsze to co macie w nogach. Przygotowałyście kondycję? Nie wiem czy wiecie, na co się porywacie? Mama obiecała mi, że tak, ale jak jest naprawdę? Z ręką na sercu, przyznajcie się? – zapytał znowu.
- Panie Piotrku, codziennie maszerowałyśmy z kijkami, dwa razy w tygodniu mama mnie wyciągała na bieganie, choć tego nie lubię, ćwiczyłam uczciwie na wf. Damy radę.
- Dziewczyny, idziemy na wysokość ponad dwóch tysięcy metrów. W górę będzie łatwiej, ale w dół … Nie dam rady was obu nieść – zażartował.
- Damy radę. – wykrzyknęła pewna siebie dziewczynka.
- Piotrze, zgodnie z tym co proponowałeś, od kilku dni chodziłyśmy, aklimatyzowałyśmy się. Byłyśmy w Kościeliskiej, w Strążyskiej, na Nosalu, na Sarniej Skale. – tym razem wtrąciła się mama.
- To super. A buty sprawdzone?
- Tak, chodzi się w nich wygodnie, jak w trampkach – szybko odpowiedziała podekscytowana dziewczynka.

Ruszyli. Tak jak się spodziewał, dziewczynka wysforowała się do przodu. Mama chciała ją powstrzymać głosem. – Niech leci, póki co, za chwilę się zatrzyma – zawyrokował Piotr. Stromo wznoszący się, kamienny chodnik faktycznie po minucie dał się jej we znaki, zatrzymała się więc i pod pozorem poprawienia plecaka zaczekała, aż ją dogonią. Zorientowała się, że ich oddechy są miarowe i niezbyt przyspieszone i … już się nie wyrywała.
Od tej pory szli razem, powoli, krok za krokiem. Młodszy Aniołek, ciekawa świata, wielce podekscytowana wspólną wyprawą, z rozpierającą energią i kłębiącymi się setkami pytań do zadania, dziewczynka, szła obok Piotra i od samego początku zadawała ich mnóstwo. Na niektóre nie zdążył odpowiedzieć, bo już padało następne. Chciała wiedzieć od kiedy chodzi po górach, kiedy był pierwszy raz w Tatrach, czy zwiedził już całe Tatry, kto go tego „chodzenia” nauczył.
Gdy wyszli z lasu, w okolicy Kalatówek zaczęły się całe serie pytań o szczegóły otoczenia. A co to za dolina, co to za szczyt, a co się kryje za tym zakrętem? Gdy wyciągnął z plecaka swój aparat fotograficzny, nagle dziewczynka uświadomiła sobie, że ona nie robi zdjęć, a przecież chciała ich zrobić tysiące. Prowadzi przecież całą dokumentację wycieczki. Szybko wyciągnęła swój aparacik i … od tej pory robili więcej krótkich, parosekundowych postojów na sesje zdjęciowe.
Coraz wyżej otwierały się coraz szersze panoramy, to i zauroczone panie więcej czasu poświęcały na obserwowanie wszystkiego wokół, na zdjęcia. Młodsza z nich zadawała też mniej pytań, ale za to więcej komentowała tego co widzi. Tak doszli do Hali Kondratowej. Posiedzieli chwilę przy schronisku, dziewczyny zajrzały do środka. Punkt dożywiania urządziły jednak na zewnątrz.




Piotr zwrócił ich uwagę na długi sznurek turystów ciągnący się w stronę Giewontu. A zdecydowanie bardziej na lewo od kamiennych stopni wiodących na Giewont pokazał im pięknie wijącą się ścieżkę, którą mieli się wspiąć na przełęcz. Z okolicy schroniska była doskonale widoczna. Następnie pokazał samą Przełęcz pod Kopą Kondracką, i później w prawo Kopę Kondracką oraz całą panoramę, od Przełęczy Kondrackiej, dalej po widoczny stąd rąbek Giewontu i Długiego Giewontu, po Grań nad Doliną Bystrej i jeszcze bardziej na wschód.


Ruszyli dalej. Gdy ścieżka zaczęła się ostrzej piąć, co kilkadziesiąt kroków dziewczyny zatrzymywały się, rozglądały się wokół, przede wszystkim patrząc na coraz niżej pozostawione schronisko, na Giewont, który odsłaniał coraz bardziej swój kształt. Młodszy Aniołek w pewnej chwili powiedział – Byłoby całkiem pięknie, gdyby nie trzeba się było tak długo wspinać. Piotr natychmiast zareagował z uśmiechem: – Czyli masz już dość? Wracamy?
- Nie, absolutnie nie, tylko mówię, że nogi by tak nie bolały.
- Aniołku, gdyby nie było tego bólu, gdyby to było takie proste jak spacer do kiosku po gazetę, to nie byłoby też takie piękne. Piękno i wartość, często chodzą z bólem w parze. Zgadzasz się Aniołku?
- O tak, panie Piotrku! Niektórym ludziom wystarczyło by oglądanie tego w telewizji.
- A dla ciebie nie?
- Oj nie, góry w telewizji? To trzeba poczuć w nogach, trzeba pooddychać świeżym, górskim powietrzem, oj trzeba tu być.
- Słyszę, że już jesteś prawdziwą turystką, takim górskim włóczęgą. Za parę lat będziesz oprowadzać wycieczki, będziesz „uczyć” gór, swoje koleżanki, a może jakiegoś „grzecznego chłopaka”. – żartował dalej, a ona się lekko zarumieniła, ale zaraz bojowo odparowała:
- A czemu nie!
Piotr pokazał im ponownie Giewont. Były wyraźnie zaskoczone tym jak wygląda od tej strony, niepozorny, inny niż od strony Zakopanego, czy Doliny Strążyskiej. Zrobiły sobie nawzajem kolejne dziesiątki zdjęć. Najpierw jeden Aniołek stał na tle Giewontu, później drugi. Ta procedura powtarzała się już później cały czas.

Po drodze, po prawej, nieopodal ścieżki, na sąsiednim, trawiastym zboczu dziewczynka wypatrzyła pasące się stadko kozic. Tak ją to podekscytowało, że aż podskakiwała z radości. Mama starała się ją uspokoić, ale ją samą to spotkanie też ucieszyło niezwykle. Stali tam kilka minut wykonując przy tym sporo zdjęć, bo pasące się kozice okazały się być wdzięcznymi i cierpliwymi „fotomodelkami”.
Na jednym z ostatnich postojów przed przełęczą uprzedził, czego się można tam spodziewać – silnego uderzenia wiatru. Dlatego zaproponował, by od razu maszerować w górę, w stronę Kopy Kondrackiej. Ale gdy osiągnęli przełęcz, mimo naprawdę silnego wiatru, który wymuszał „marynarski chód” na szeroko rozstawionych nogach … i chłodu, ich postój potrwał znacznie dłużej.


To co zobaczyły z przełęczy, je zamurowało. Nic nie mówiły. Stały i tylko patrzyły. Piotr z kolei patrzył na nie. Uznał, że jest to najpiękniejsze „zjawisko” jakie do tej pory widział w górach: dwa Aniołki z rozwianymi włosami, zapatrzone, zauroczone do łez. Młodsza zapomniała o fotkach. Dopiero po dłuższej chwili zaczęło się wykonywanie ujęć. Trafiły do obiektywu: doliny, szczyty, to co blisko i daleko, to co małe i duże, przyroda i ludzie. Nalegał jednak, by pójść nieco wyżej, bo tam się wiatr uspokoi i wtedy będzie przyjemniej – Tam sobie usiądziemy w słońcu, w cieple – przekonywał.
Powoli wspięli się na Kopę Kondracką, gdzie panie krótko świętowały swój pierwszy dwutysięcznik, sesją zdjęciową, którą tym razem wykonał dla nich Piotr. Po kilkunastominutowym tam pobycie poszli jeszcze wyżej, na Małołączniaka.

Tam na jego rozległym wierzchołku, na łączce opodal ścieżki, Piotr wyszukał kilka kamieni położonych blisko siebie. Usiedli na nich. Plecaki ujawniły najbardziej w tej chwili potrzebną zawartość: kanapki i napoje. Jedli w milczeniu.
Od czasu do czasu patrzył na oczarowane widokiem dziewczyny. Na twarzy starszej dostrzegł łezki, które spływały po policzkach, co chwilę ścierane rękawem od polarowej bluzy. Nie chciał im przeszkadzać. Wziął swój plecak, wyjął z niego aparat, odszedł parę kroków, by zrobić parę ujęć.

Później usiadł na kolejnym kamieniu, bliżej krawędzi łąki, która od tego miejsca ostro spadała już w stronę Cichej Doliny Liptowskiej. Rzucił jedno przeciągłe spojrzenie na całą panoramę, dłużej zatrzymał wzrok na Krywaniu i w końcu powędrował wzrokiem w głębię Doliny Cichej. Nie myślał, po prostu patrzył.
Dopiero po dłuższym czasie, na kamieniu obok przysiadł się młodszy Aniołek i poprosił o dokładny opis panoramy. Piotr rozpoczął opis od tego, co za nimi, szczególnie od Giewontu, z jego pełnym ludzi wierzchołkiem. Wykonał parę fotek używając dużego zoomu optycznego i po chwili na wyświetlaczu aparatu pokazał kolejki turystów wspinających się na Giewont, po lewej tych schodzących i na samym szczycie, tych oblegających krzyż.

Dalej powędrowali wzrokiem przez całe Tatry Zachodnie, z Grzesiem, Wołowcem, Starorobociańskim, Rohaczami, Bystrą, i bliżej, na wyciągnięcie ręki – Krzesanicą, z jej urwistym zboczem spadającym w stronę Zakopanego.
Później ich uwagę skupił na sobie Krywań, wyróżniający się kształtem i potęgą, w lewo Kasprowy Wierch oraz Tatry Wysokie: Świnica, Kozi Wierch, Granaty, setka innych szczytów. Wśród nich wyszukali wspólnie Rysy, Gerlach, Lodowy Szczyt, na końcu Hawrań.

Siedzieli przez chwilę w ciszy wpatrując się w ledwie widoczną ścieżkę na dnie Cichej Doliny. Mały Aniołek przesiadł się na jeszcze bliższy kamień, tak że swoim ramieniem omalże nie dotykał ramienia Piotra. Dziewczynka spoglądała przez chwilę ukradkiem na jego twarz, później na miejsce w które miał skierowany wzrok i w końcu zapytała:

- Panie Piotrku, czy mogę o coś zapytać?
- Pytaj Aniołku.
- Czym są dla pana góry?
Nic nie odpowiedział. Spojrzał tylko ponownie w otchłań Doliny Cichej. Po chwili zamyślenia spojrzał na dziewczynkę, uśmiechnął się i zapytał:
- Chcesz wiedzieć, czym są góry? Otóż góry są radością, góry sprawiają, że śmiejesz się całym sercem, śmiejesz się wewnątrz siebie, ale śmiejesz się i na zewnątrz. Jedno i drugie zauważają ludzie. Lecz ty się czujesz znacznie lepiej przez to, że raduje się twoje serce. Przez to lepiej ci się, żyje. W twoim życiu przeważają wtedy te dobre chwile, zapominasz o troskach, zmartwieniach. Gubisz je gdzieś w tych uroczych zakątkach. … Wystarczy Aniołku? – zapytał Piotr.
- Oj nie, panie Piotrku. Ja wiem, że góry są dla pana czymś znacznie więcej. Jak patrzę na pana, jak widzę jak pan patrzy na tę dolinę, jak widzę pana zakochane oczy, to wydaje mi się, że to jest coś znacznie więcej niż radość. Panie Piotrku, niech mi pan powie, tak od serca, czym są dla pana góry? Chcę się tego nauczyć! – Gdy skończyła, Piotr spojrzał na nią zdumiony. To było pytanie, którego się mógł spodziewać od jej mamy, ale od niej …
- Zakochane oczy, mówisz? Zdradzają mnie zakochane oczy, a to ciekawe. Widzę Aniołku, że się nie wywinę przed zdradzeniem ci mojej największej tajemnicy …
- Ależ proszę, panie Piotrku! – poprosiła ponownie dziewczynka, patrząc swoimi ślicznymi oczkami wprost w oczy Piotra.
W międzyczasie dosiadła się do nich mama małego Aniołka i zapytała o czym rozmawiają. Dziewczynka opowiedziała.
Piotr spojrzał na dziewczynkę, później na jej mamę. Z jej twarzy wyczytał, że też chce to wiedzieć. Jego wzrok podążył wtedy gdzieś daleko, jakby daleko w przeszłość. Wyglądało to tak, jakby zapomniał o tym pytaniu, jakby był nieobecny, jakby był sam. Po chwili twarz mu rozjaśniała, spojrzał to na jedną, to na drugą dziewczynę, uśmiechnął się, i jakby spodziewając się zdziwionych min u obu Aniołków powiedział:
- Góry są jak miłość. Góry są miłością. – spojrzał na twarze obu dziewczyn i kontynuował, znowu kierując wzrok na oświetlone pełnym słońcem wierzchołki, zacienione doliny, na te bliższe i dalsze, albo całkiem odległe fragmenty Tatr:
- Góry są miłością, bo są tu, jak to w górach, doliny i szczyty. Jest, jak w górach, trud zdobywania, jest ból, ale jest też przyjemność bycia na szczycie, bycia w ogóle. Jest podziwianie, cieszenie się pięknem. Cieszenie się tym co widzimy, ale przede wszystkim, tym co czujemy. W górach – jak i w miłości wszystko jest piękne, wszystko przynosi ci radość, nawet ból, którego doznajesz, bo wiesz, że on jest częścią tego zjawiska. Jest zwątpienie, gdy się jest na dole i patrzy się w górę, nie wierząc, że tak naprawdę to tylko kilka kroków, z których pierwszy jest zawsze najtrudniejszy. Bo wtedy brak wiary. Twoja wiara rośnie jednak z każdym krokiem, ale nigdy niczego nie wiesz do końca. Wiara, … no dobrze, może to tyle … – popatrzył na twarze dziewczyn.
- To za mało! Piotrze! za mało. My, Aniołki prosimy o więcej – poprosiła mama w imieniu obu Aniołków, obdarzając Piotra pięknym, łagodnym spojrzeniem.
- Oh Aniołki, naprawdę chcecie, by zwykły śmiertelnik mówił Aniołkom o miłości? Naprawdę chcecie? – ze śmiechem ponownie zapytał Piotr.
- Chcemy! Chcemy! – zawtórowały obie razem.
- Jeśli kochasz, to tęsknisz do tych dolin, do tych widoków z wierzchołków, do tych uczuć, które tam doznajesz. Jesteś więc gotów czekać, a czekając ćwiczysz cierpliwość, wytrwałość. Czekasz rok, wiele lat i więcej, bo taka jest siła tej miłości. W pełnym słońcu, tak jak dziś, czujesz się bezpiecznie, ale są tu i burze, wtedy drżysz, gdyż nie wiesz co się wydarzy. A więc jest niepewność. Jest też niedostępność, bo nie wszędzie możesz wejść, nie wszystko możesz zobaczyć, nie możesz wszystkiego zrozumieć. – Piotr wskazał palcem kilka takich miejsc w górach, szczególnie w miejscach w których nie poprowadzono ścieżek. – Tak samo jest w miłości, są tajemnice, których nigdy się nie pozna. Zawsze jednak te tajemnice będą nas intrygować, będziemy zatem przeżywać emocje poznawania nowych zakątków, odległych, nieznanych miejsc, ale będziemy też marzyć o tych miejscach w które udać się nie możemy, bo są … zakazane. Jest też chęć głębszego poznawania po raz drugi, dziesiąty i setny, gdy odkrywasz w tym co znane, zupełnie nowe rzeczy. Odkrywasz i tym się cieszysz. Przy okazji odkrywania, ale i przeżywania bólu, odczuwasz też radość poznawania siebie, radość ulepszania siebie, doskonalenia się. Nie tylko doskonalisz ciało, góry zmieniają twój umysł, kształtują twego ducha, twoją wrażliwość, hartują charakter. Tak samo jest w miłości. Bez miłości nie ma zdrowia ciała, ale i ducha. Zgadzacie się ze mną? – zapytał i spojrzał na ich twarze, czekając aż potwierdzą. Gdy oba aniołki skinęły głowami, kontynuował:
- Góry są stałe, przynajmniej z ludzkiej perspektywy, ale są też zmienne, tak jak miłość jest zmienna. W górach są pory roku, w miłości też. Góry każdego dnia są inne, o każdej porze dnia są inne, w słońcu są inne, w deszczu są inne. W miłości też jest słońce i deszcz, jest cisza, jest i wiatr. W górach są kwiaty, w miłości też, tu są śpiewające ptaki i w ogóle wiele … muzyki. W górach słyszysz piękny śpiew przyrody, choćby potoków i smreków, tutaj nawet cisza okazuję się pięknym śpiewem. Tak jest też w miłości, wszystko jest śpiewem, pięknym anielskim śpiewem.

Góry to miejsce, gdzie każdy krok musisz ważyć, bo możesz ranić innych, ale możesz się zranić sam. Góry to miejsce, gdzie tak jak w miłości nie stawiasz warunków, nie możesz ich postawić. Albo akceptujesz, je takimi jakimi są, albo nie. Żadnych warunków. Dlaczego? Bo nie możesz zmieniać gór, stromizny ścieżki, pogody, wiatru, kąta padania słońca, wysokości fali na Morskim Oku, szybkości spadku wody w potoku, czy poziomu hałasu w siklawie. Możesz jedynie zmienić siebie, swoją wrażliwość, odporność na ból, wytrwałość, gotowość do poświeceń, szybkość podejmowania decyzji. Możesz zmieniać siebie, ale nie góry. W miłości też nie możesz zmieniać innych, ale siebie, tylko siebie.
Góry, jak i prawdziwa miłość są trwałe, bez względu na przejściowe burze, zimno, ciepło, wiatr. Czy góry czegoś od nas oczekują? Tylko miłości. Jeśli to dostają, jeśli akceptujesz je takimi jakie są, to otrzymujesz od nich to samo. Rozumiesz je, to ci sprzyjają.
Nie możesz być w górach wszędzie jednocześnie, nie możesz widzieć wszystkiego naraz, nie możesz widzieć ich tak jak widzi je słońce, albo ptak. Tak samo jest w miłości, widzisz tylko to na co patrzysz, reszty się domyślasz. Może czujesz trochę głębiej, ale część wrażenia to twoje wyobrażenia.
W miłości nie możesz żądać. To tak jak ze słońcem, jeśli codziennie, każdego ranka, go oczekujesz, dostajesz. Nie możesz żądać jednak, by było z tobą cały czas. Wieczorem musi odejść. Gór, jak i miłości też nie możesz zatrzymać tylko dla siebie. W prawdziwej miłości nie ma zazdrości, bo gór nie można mieć tylko dla siebie i ludzi nie można mieć tylko dla siebie. W miłości trzeba się umieć dzielić i pięknem gór też trzeba się umieć dzielić. I trzeba to piękno opiewać, by nauczyć miłości innych, nie tylko uczyć miłości do gór, ale miłości w ogóle.
Góry to przestrzeń, nieograniczona przestrzeń, tak jak miłość też nie ma ograniczeń. Przynajmniej, gdy patrzysz, z tego punktu widzenia nie ma ograniczeń.
Góry sprawiają, że czujesz się kimś ważnym, szczęśliwym, że istniejesz. Wśród tego, co tu widzisz i czujesz nabywasz świadomości samego siebie. Tak samo w miłości, gdy kochasz i czujesz, iż jesteś kochanym, jesteś szczęśliwy.
Dziewczyny zapatrzone w dal, od czasu do czasu spoglądały na twarz Piotra.
Piotr zamilkł. Spojrzał na twarz młodszego z Aniołków i zażartował: – Oj chyba, nie tego się spodziewałaś, chyba cię zanudziłem?
- Oj nie, to było piękne. Ja myślę, że tak samo kocham góry, ale muszę się o nich jeszcze dużo dowiedzieć i je poznać, no i też lepiej poznać ludzi … odpowiedziała dziewczynka.
- By góry poznać, musisz w nich przebywać, doświadczać ich, z ludźmi też trzeba się spotykać. Po górach trzeba chodzić, by …
- Będę na pewno. Chcę. Ale … Pewnie niedługo będziemy ruszać dalej, a ja nie zrobiłam jeszcze zdjęć tutaj. Muszę sfotografować miłość do gór. Tylko jak to zrobić? Panie Piotrku, Pan ma takie ładne zdjęcia. Jak Pan to robi?
- Nie myśl o tym. Posłuchaj swego serca. Ono ci podpowie, co kochasz. Temat pojawi się sam. Zrób parę fotek, nie szukaj tematów, one się pojawią same. Tylko obserwuj. Wszystko przyjdzie samo. Po prostu pstrykaj. Później przy przeglądaniu zobaczysz, w których momentach byłaś zakochana. – Piotr powiedział to ostanie zdanie z szerokim uśmiechem. Aniołek, odwzajemnił uśmiech i rozochocony wyjął aparat i krzyknął:
-Lecę – i tyle go było widać.
- Piotrze, pięknie mówisz o górach i o … miłości. Chodzisz po górach wiele lat, ale wydaje mi się, że ty ciągle tu „czegoś” szukasz, na „coś” czekasz. – zapytała nieśmiało mama Aniołek.
- Aniołku, wszyscy ludzie, każde stworzenie ma jedną podstawową potrzebę, potrzebę akceptacji. Ja, Ty i Twoja córka również.
- Wiem Piotrze. Miliony ludzi bezustannie jej szukają. Okazują to w różny sposób. Niektórzy nie doznają jej jednak tyle, ile oczekują. … Ja też. – powiedziała wpatrzona w dal.
- Wiesz co Aniołku, myślę, że wielu, zbyt wielu ludzi, nie zna tajemnicy tego świata, tajemnicy, która tak naprawdę nie jest tajemnicą, bo wszak od dawna jest wiadoma. Mianowicie, tajemnicą świata jest dawanie. Czyli, by być szczęśliwym, dawaj. Dawaj ludziom akceptację, akceptuj ich, i nie stawiaj warunków. Najprostszą formą akceptacji jest … wysłuchanie. – Piotr powiedział to spoglądając na ludzi, którzy, tak jak oni siedzieli, stali, obserwowali i podziwiali otoczenie.
- Masz rację. A niestety niewielu ludzi umie słuchać, słuchać innych ludzi. Akceptacja to jest właśnie okazywanie miłości, miłością jest też umiejętność słuchania ludzi. Zauważ, że, … np. na facebooku, tak naprawdę wszyscy, którzy chcą się stać, albo już są twoimi znajomymi, poszukują w tobie człowieka, który ich zaakceptuje, polubi, a przede wszystkim wysłucha, doceni. Dlatego ludzie dają swoje zdjęcia, piszą, coś reklamują, pragną zdobyć współpracowników, robić coś razem. Oni wszyscy poszukują miłości. Lecz najczęściej oczekują, że ktoś im coś da, lub że da im wszystko. Znalazłam kiedyś taką piękną sentencję w której autor napisał: „Jak mamy być szczęśliwi, skoro wciąż oczekujemy wszystkiego od innych?”. Od tej pory uczę się tego: mniej żądania, więcej obdarzania. Widzę, że ty również się tego uczysz Piotrze. Prawda?
- Tak Aniołku. Uczę się. Tutaj w górach, w rozmowie z tobą, na facebooku, we wszystkich kontaktach z ludźmi uczę się przemieniać z tego oczekującego, na tego obdarzającego. To długi proces, więc tych wizyt dużo. Tutaj też obserwuję ludzi. Chyba przechodzą podobną szkołę. Właśnie wśród piękna przyrody wchodzą głębiej w siebie i wyjeżdżają stąd lepsi. Tutaj to wszystko samo przychodzi i czuję, że zostawiam tu swoją miłość do gór, ale uczę się też od nich miłości. One mnie inspirują. Dzięki tym wizytom coraz więcej daję. Może za mało, ale daję. Uczę się i umiem coraz więcej, coraz bardziej rozumiem te zasady … – zamyślił się na chwilę Piotr.
- Dlatego wysłuchałeś naszej prośby, by pójść razem w góry? Zaakceptowałeś nas, mimo, że nas nie znałeś. – powiedziała.
- Ty też mnie doceniłaś. Doceniłaś moje filmy, to co robię w grupie o Tatrach, doceniłaś mój blog. Wysłuchałaś tego co mówię, ale twoja prośba o wspólną wycieczkę była prośbą o to, bym ja ciebie zaakceptował. Wiem, że tak jest, ale gdy cię ujrzałem na dole, zrozumiałem dlaczego skryłaś się pod maską. Bo do tej pory ludzie cię cenili za twą urodę, a ty poszukujesz głębszej akceptacji, takiej bez stawiania warunków. Zgadza się? – zapytał spoglądając w jej oczy, na jej śliczną twarz. – Dla wielu jednak ten warunek jest podstawowym, postanowiłaś się więc ukryć, by … . – Piotr nie dokończył jednak, bo zapytała:
- Piotr, a czy ty do końca też jesteś uczciwy, przynajmniej na facebooku?
- Nie, nie do końca. – przyznał się.
- Mianowicie?
- Jedna informacja o mnie jest nieprawdziwa. – odpowiedział i dodał z uśmiechem – Ale nie dotyczy to zdjęcia profilowego.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Z tego samego powodu co ty.
- To mi wystarczy. – odpowiedziała. Piotr nie był pewien, czy domyśliła się o którą informację chodzi, lecz postanowił już do tego nie wracać.
- Piotr, czy wierzysz, że akceptacja, że miłość może być bezwarunkowa?
- Aniołku … warunki to strach. Spójrz na to w ten sposób, myślę, że tak właśnie jest … – znowu się zamyślił.
- Przeżyłeś to? Ja też. – wtrąciła wykorzystując tę krótką chwilę zamyślenia u Piotra.
- Obydwoje wiemy, że miłość jest, albo jej nie ma. Prawdziwa jest tylko miłość bezwarunkowa, jest to pełnia miłości. Im więcej warunków, tym mniej miłości, tym więcej strachu. Zauważ, że jeśli stawiasz komuś jakieś warunki, to pojawia się u tej osoby strach, lęk, obawa, że ich nie spełni. Być może sama się boisz, że ich nie będzie w stanie spełnić. Bo warunki najczęściej wiążą się ze zmienianiem czegoś, najgorzej jest jeśli wiążą się zmienianiem tej drugiej strony. Często reakcją jest zresztą takie samo żądanie drugiej strony. Czyli, zrobię to, jeśli Ty zrobisz to. Im więcej takich warunków tym więcej strachu. Zmienianie ludzi to … – Piotr przerwał, bo zauważył coś na tle błękitu nieba, coś zawieszonego wysoko nad Doliną Cichą i powiedział:
- Widzisz tego orła? O tam, na tle tego błękitu. Taki mały, nieruchomy punkt.
- Widzę. Oh, on nie jest sam. To chyba zakochana para. Piotr opowiedz mi o nich. Opowiesz?

- Mamy szczęście. Jeszcze nigdy nie widziałem orła w locie. One chyba się pojawiły specjalnie, na nasze życzenie. Usłyszały temat na który rozmawiamy, zgadza się?
- Chyba tak. – potwierdziła.
- One są wolne. Zobacz, nic ich nie ogranicza. Wszystko u nich się dzieje samo. Każdy ruch skrzydłem, każdy powiew wiatru, każdy kierunek do wyboru, a jednak są razem. Krążą razem.
- Tak Piotrze. One mają to całe piękno tylko dla siebie. Nie mają takich ograniczeń jak my. My idziemy po utartych ścieżkach, które wytyczył inny człowiek. Sami co prawda decydujemy, w którą stronę i jaką ścieżką, ale są tu granice, one nie maja żadnych granic, żadnych warunków. Widzą tę całą przestrzeń, widzą szeroko, więc nie stawiają żadnych warunków, ani sobie nawzajem, ani górom, ani nam. Są mądrzejsze od nas.
- Właśnie, spójrz na ludzi, np. tam w Dolinie Cichej. Na tych ścieżkach, takie małe punkciki. Co oni widzą? Ograniczenia. Ograniczenia ścieżek, czyli przekonań, zasad, ograniczenia przestrzeni, więc i wybór mniejszy. Kierują się więc tym co robią inni. Narzucają sobie nawzajem warunki, chcą by inni robili to samo, by podobnie myśleli. Część z nich nigdy z tej Doliny nie wyjdzie, bo … za trudno, za wysoko, za dużo przeszkód, bo brak nadziei, bo brak wiary, bo brak celów. Ci, którzy wejdą wyżej, mają szerszą perspektywę, tak jak my widzą wszystko z góry, ale też mają ograniczenia. Ograniczenia ścieżek, ograniczenia zasad, przekonań. Może więcej nadziei, może więcej wiary, może lepsze, bardziej motywujące cele, ale ograniczeń nadal dużo. A jak są ograniczenia, to jest chęć chodzenia na skróty, to są próby zmieniania otoczenia, chęć zmieniania innych, bo wydaje się ludziom, że będzie łatwiej, bo mogą więcej osiągnąć kosztem innych, albo mogą lepiej się czuć wśród ludzi przeciętnych. Te ograniczenia mogą się stać też przyczyną rezygnacji, a … no dobrze, za dużo gadam, przepraszam. – Piotr przerwał, bo doszedł do wniosku, że odchodzi od tematu.
- Nie, Piotrze mów, lubię cię słuchać. Mów mi o tych orłach.
- No tak, o orłach. On ją kocha. Nie jest pewien tylko jednej rzeczy, czy ona jego kocha. I nigdy nie będzie. Wcale tego od niej nie żąda, by mu to wyznała, bo wie że tego nie może. Zresztą co by to zmieniło, gdyby powiedziała. Jeśli przyjdzie taki czas, że to poczuje, będzie szczęśliwy, dlatego czeka. Zresztą słowa nic dla nich nie znaczą … – przerwał na chwilę, bo orły szybowały teraz wysoko nad ich głowami, oboje zadarli więc głowy wysoko, by je nadal obserwować. Gdy zatoczyły koło i znalazły się znowu nad Doliną Cichą, teraz ona kontynuowała to co zaczął Piotr:
- Liczy się serce. A to się czuje. Słowa mogą brzmieć fałszywie, serce nie. Jeśli on daje swoje serce, to już jest szczęśliwy, po co tu słowa, zapewnienia, obietnice, deklaracje.
Jest wspólny lot. Jest wolność. Ona akceptuje jego wolność, jego loty nad wybranymi częściami gór – jego pasje. On akceptuje jej pasje, to że ona lubi bardziej doliny. To nic że on lubi być bliżej słońca, że lubi się ścigać z obłokami. Ona go podziwia i docenia za jego pasje, on ją za jej miłość do bardziej przyziemnych rzeczy. Jest też przestrzeń gdzie są razem, żyją razem.
- A ona też nie wie, czy on ją kocha tylko za jej urodę, czy za coś więcej, za to jaka jest, czy za to, że w ogóle jest … – powiedział i nie dokończył, oczekując, że zrobi to Aniołek.
- I to ją powstrzymuje przed zaangażowaniem się. Ona też nie wie, czy to jest ten … właśnie, bo miała do tej pory ograniczenia, stawiała warunki. Może tylko we własnym umyśle stawiała i obiecywała sobie, że jak on je spełni, okaże się taki jakiego sobie wymarzyła, albo jak on się zmieni, to wtedy ona da mu wiele miłości, całą swoją miłość. I było do tej pory wiele takich prób, i wiele czekania, i wiele słów, i wiele strachu, lęku, że może ona odrzuca jego miłość nie będąc do końca pewną, czy na nią zasłużył, czy nie. Przestała już być pewna, czy zdarzy się kiedyś coś takiego, na co czeka. Teraz wie, że za mało dawała, a za dużo oczekiwała … – powiedziała wykorzystując chwilę zamyślenia u Piotra i również zapatrzona, tak jak Piotr, w krążące nad Doliną Cichą dwa ptaki.
- A on, czekał i czeka. Nawet latał wspólnie z innymi orlicami, ale nigdy nie usłyszał tego co chciał usłyszeć, słów: kocham cię, bo być może też nie do końca dawał tyle, ile mógł, a oczekiwał tych słów, wątpiąc, czy je usłyszy, wątpiąc w głębokość uczucia, którym ją, czy je, darzył. Może to teraz, może to już. Jak się tego dowiedzieć? Kto może w tym pomóc? Czy jest nadzieja, iż ktoś podpowie? … – wzruszył się i na chwilę przerwał, ale po chwili zastanowienia dodał – Ktoś w kim jest wiele miłości, jest zawsze gotowy, by dawać miłość. Nie martwi się, czy jego miłość zostanie odwzajemniona. A ona powraca, jak echo w górach. Krzyczysz, wołasz, oznajmiasz światu, że kochasz, śpiewasz pieśń o miłości, echo się niesie po szczytach i dolinach, i powraca. Góry i doliny odpowiadają na twoją pieśń o miłości, wyśpiewują swoją własną miłosną pieśń i jest ona odpowiedzią. Jeśli przelewasz tu swoją miłość, doświadczasz miłości. Nie oczekujesz tego, robisz to bezinteresownie, a mimo to dostajesz. Tak samo jest w kochających sercach, jeśli wyśpiewują swoją pieśń o miłości, inne serce, lub serca odpowiadają na tę pieśń. Odpowiadają jak echo w górach, jak echo w Dolinie Cichej. Tajemnica polega na tym by dawać, nie prosić o nią, lecz dawać. Nie prosić, nie oczekiwać, lecz dawać.
Trzeba być jak słońce, które promieniuje miłością na wszystkich i wszystko. Słońce oświetla szczyty, doliny, nie wybiera, kogo kochać, kogo nie. Bądźmy ja słońce. Trzeba zakwitnąć miłością, wtedy staniemy się jak kwiat, który przyciąga swą miłością pszczoły. Bądźmy zatem jak kwiat.
Człowiek napełniony miłością jest szczęśliwy, a tylko szczęśliwy człowiek może uszczęśliwiać innych. Bądźmy zatem szczęśliwi.
Tylko kochający, może być pokochany. Ci, którzy czekają na miłość, ale nie kochają, nigdy jej nie doznają … – Piotr jakby się przebudził, przeniósł na chwilę wzrok z szybującego orła na słońce i zaraz z powrotem na ptaka, na krótką chwilę – ukradkiem spojrzał na Aniołka i dodał – Zobacz, ile się można nauczyć siedząc nad tą doliną, ile się można nauczyć od słońca, od orłów? Jest nadzieja … nie dokończył
- Jest, zawsze jest i zawsze była nadzieja – serce. Zapomnieliśmy o nim. Zagubiliśmy się. Trzeba zapomnieć o świecie, o teoriach, o przykładach innych ludzi i zajrzeć w głąb siebie – do serca i dawać miłość. Niczego nie oczekiwać w zamian, tylko śpiewać swoją pieśń o miłości. – odpowiedziała wykorzystując chwilę zawahania Piotra. – No i trzeba wzlecieć wysoko nad doliny i góry, trzeba spojrzeć na Dolinę Cichą z wysokości chmur, by to zrozumieć, trzeba być gotowym na wysłuchanie, tego co przyniesie echo. Trzeba być jak promień słońca, świecić, uszczęśliwiać, kochać, wtedy wszystko wróci. Nie świecisz, nie dajesz, nie śpiewasz, nie masz na co czekać … – kontynuowała. Za chwilę dodała wesoło, spoglądając czule na Piotra – trzeba spotkać Aniołki, trzeba spotkać kogoś kto … kocha góry jak te orły kochają góry, jak słońce, które nie wybiera kogo i co kochać, by móc to sobie uświadomić. Ona musi to sobie uświadomić i on musi uświadomić … i zaraz zapytała:
- A jak głęboka może być miłość, jego miłość? Czy tak głęboka jak Dolina Cicha?
- Głęboka, głębsza, znacznie większa, tak wielka, że … mógłby z niej zrezygnować, gdyby uznał, że … to jej da większe szczęście.
Siedzieli wpatrzeni w orły nad Doliną Cichą. Nie wiedzieli jak długo tak trwali, gdy nagle wyrwał ich z tego stanu podekscytowany głosik:

- Mam, mam. Zrobiłam, chyba z tysiąc zdjęć. Kocham te góry, te doliny, pokażę wam. – przybiegła dziewczynka, zatrzymując się tuż przy nich. Widząc jednak wyrwanych z głębokiej zadumy i lekko zaskoczonych dwoje ludzi, których przed chwilą zostawiła sam na sam (zresztą z rozmysłem), zadała pytanie – O czym to rozmawialiście, jak mnie nie było? O czym … moje Aniołki?
- O orłach. O najmądrzejszych i najbardziej zakochanych ptakach na świecie. – odpowiedziała jej mama.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Zresztą spójrz na nie, Aniołeczku, o tam. Widzisz? – i mama pokazała jej zawieszone nad doliną dwa ptaki.
- Widzę. Oh, jakie to piękne. Naprawdę są zakochane, widzę to. Tylko jak to sfotografować?
- No i w tym jest problem, Aniołku, bo prawdziwą miłość możesz dostrzec tylko sercem, a nie okiem, a już na pewno nie przy pomocy kamery – odpowiedziała jej mama.
Spędzili nad Doliną Cichą piękny czas, którego zresztą nikt nie odmierzał. W pewnym momencie Piotr musiał jednak dać sygnał do drogi powrotnej, wtedy mały Aniołek odezwał się:
- Panie Piotrku, pójdzie pan z nami jeszcze w góry, proszę?
- Oj nie wiem, Aniołku. Nie wiem, czy wy będziecie jeszcze chciały ze mną pójść, czy twoja mama zechce, i nie wiem, czy w ogóle lubicie góry? A być może znajdziecie sobie lepszego przewodnika? – odpowiedział żartobliwie.
- Mamuś, chcesz, prawda? Mówiłaś, że pójdziemy jeszcze na Zawrat.- drążył mały Aniołek.
- Bardzo chcę i chcę Piotrowi podziękować, za to, że tak naprawdę to … jesteś najlepszym przewodnikiem, więcej … jesteś … – nie dokończyła. Chwilę się zastanawiała, czy ma powiedzieć, to co chciała przed chwilą wysłowić, ale postanowiła zmienić temat. – Tylko, że ta nasza tegoroczna wyprawa w góry już się kończy i musimy to zaplanować na następny rok, ale … – posmutniała nagle, odwróciła się, coś porobiła chusteczką koło swoich oczu i po dobrej minucie już z pogodną twarzą powiedziała – Pójdziemy, jeśli Piotrze będziesz jeszcze chciał za rok z nami pójść. Ty jesteś więcej niż przewodnikiem … chcemy z tobą pójść. Wiele się od ciebie nauczyłyśmy. Dasz się uprosić? Zobacz jak mój mały Aniołeczek mnie prosi, ciebie prosi. Zabierzesz nas na Zawrat, a może … w kilka innych miejsc? Tu jest tyle miejsc, które chciałybyśmy zobaczyć i poczuć.
- Oh Aniołki, Aniołom się nie odmawia. Ale jest jeden warunek. – odpowiedział Piotr.
- Jaki? – szybko zapytał mały Aniołek.
- Pokażesz mi fotki i opowiesz mi jak kochasz góry. – zwrócił się do małego Aniołka.
- Oh, na pewno. – odpowiedziała uradowana dziewczynka. Piotr uśmiechnął się, chciał zadać kolejne pytanie, ale gdy spojrzał Aniołkom w oczy … zrezygnował. Już wiedział czego się dzisiaj nauczył.

Musieli już iść. Dalsza część drogi, była zaplanowanym treningiem przed następną wyprawą w góry. Aniołki zamarzyły wejść na Zawrat, więc Piotr postanowił je poprowadzić poprzez Kobylarzowy Żleb, by popatrzyły w dół, by przyzwyczaiły się do przepaści, do łańcuchów, do trudności, by poczuły co to jest odpowiedzialność.
Na samym dole, już w lesie, podziękowały mu już po raz kolejny, za piękną lekcję gór, za piękne przeżycie. On zresztą też był bardzo wdzięczny Aniołkom, za to że były i że mógł się podzielić z nimi swoją pasją, swoją miłością. Mały Aniołek, jakby nie dowierzał poprzednim zapewnieniom mamy, patrzył cały czas na nią i pytał:
- Mamusiu, prosiłaś pana Piotra, by poszedł następnym razem z nami na Przełęcz Zawrat? Panie Piotrku, pójdzie pan z nami, następnym razem? Bardzo tego chcę. Mama też chce. Panie Piotrku, proszę …
- Tak Aniołku, obiecuję, wcześniej obiecałem to twojej mamie, obiecuję. Tylko nie wiem, kiedy znowu się spotkamy w Tatrach, pewnie dopiero za rok.
- Rok to niedługo, panie Piotrku, prawda?
- No tak, rok to niedługo … niedługo dla gór … – Powiedział nie chcąc dać znać po sobie, że już tęskni za kolejną wyprawą z Aniołkami. – Rok to jednak długo, bardzo długo … – pomyślał.

Piotr Kiewra

Wszystkie postaci, ich imiona, zdarzenia w tym opowiadaniu są fikcyjne. Podobieństwo do kogokolwiek, jakichkolwiek zdarzeń i sytuacji przypadkowe i niezamierzone.

Ilustracje do opowiadania pochodzą z górskich wędrówek autora.

1 komentarz:

  1. to opowiadanie juz kiedyś czytałam, zawsze tęsknimy za tym czego nie mamy albo mamy bardzo daleko ,co nie jest na wyciągnięcie ręki, tęsknota sprawia iż nasza miłość jest zawsze większa , mocniejsza .Czy gorale tak samo kochają swoje góry gdy są dla nich takie powszednie.Opowiadanie bardzo ładne, czyta się je bardzo lekko i przyjemnie -pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane a linki i spam usuwane